Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

czwartek, 30 maja 2013

"wszystko wypozamykane"


"A na świecie święto, święto.
Wszystko wypozamykane."

Miron Białoszewski, fragment "Uciekam zjeżdżam" 
Z wyboru wierszy "Sprawdzone sobą", PIW 2008, str. 198


Jakieś wytrącenie nastąpiło z rytmu przyzwyczajonego, pory roku wymieszane, intynkty ludzkie głupieją, natura dezinformuje. Siła wyższa. Do tego dziś znów niedziela, jutro piątek, potem sobota i znów niedziela. Ludzkim już całkowicie zarządzeniem. Instynkty ludzkie jeszcze bardziej głupieją, wytrącają się i wtrącić z powrotem nie dają. A ty człowieku tylko się dostosowuj, dopasowuj, aklimatyzuj, przyzwyczajaj, odzwyczajaj. Ajajaj.


wtorek, 28 maja 2013

"jedynie spać przyszliśmy"


Jedynie spać przyszliśmy,
jedynie śnić przyszliśmy:
nie jest prawdą, nieprawdą jest,
że przyszliśmy na ziemię, żeby żyć.

W trawę wiosenną przyszliśmy się zamienić:
udaje się zazielenić naszym sercom,
udaje się im rozchylić płatki;
kwiatem jest nasze ciało:
daje kilka kwiatów i
schnie. 

Pieśń Indian Meksyku grupy językowej Nāhuatl w tłumaczeniu Edwarda Stachury
"Poezja i proza", tom pierwszy "Wiersze, poematy, piosenki, przekłady" 


Z-djęcie




zdjęcie: xbw 


poniedziałek, 27 maja 2013

"leżenia"


                       1
naprzeciw nocnych szpar 
ciemno-ja
mieszkanio-ja
leżenio-ja

                       2
leżenie 
w wydłużenie się 
bez jednej poprzeczki złości która skraca
idzie się tylko na długość idzie się idzie
puszcza się w dobrze sobie bycie
nie kończy się

                        3
kiedy leżę nie nadaję się do wstania 
leżenie zapuszcza korzenie
nie wierzę w poruszenie się 
zawsze do wyrwania zielony

                        4
takie leżenie-myślenie jak ja lubię 
to jest niedobre z natury
bo niech ja w naturze
tak sobie leżę-myślę
to zaraz napadnie mnie coś i zje

                        5
leżąc w łóżku chcę być dobrym 
przez sen rośnie dużo dobroci 
leżenie dobroć wygrzewa
ale wstanie ją zawiewa



Miron Białoszewski, "Leżenia" z tomu "Mylne wzruszenia"
Z wyboru wierszy "Sprawdzone sobą" - Agnieszko, dziękuję!


środa, 22 maja 2013

miasting





Lubię wędrować przed siebie, dawno nie wałęsałam się po świecie, a ciągnie. Wędruję więc sobie przez miasto. Im więcej czytam prozy Mironowej, tym silniej "coś" znowu, po latach, wyciąga mnie z domu. A zwany Z od czasu do czasu pomaga i wyruszamy w miasto razem. Czasem wolę sama. Ale z Z jest ciekawiej. Opowiada. Czyta teraz Miguela de Unamuno i jakieś dwie powieści Philipa K. Dicka, zupełnie nie fantastyczne. Słucha płyt z szantami w nietypowych wykonaniach (Tom Waits, Iggy Pop, Patti Smith, Johnny Depp, Marc Almond, Nick Cave, Macy Gray). Lubię szanty, też chętnie posłucham. O Unamuno czytałam kiedyś na fali wchłaniania wszystkiego co hiszpańskie bądź latynoskie, przeczytałam jego "Ciotkę Tulę". Fala hiszpańska odpłynęła razu pewnego niespodziewanie, ale nie na zawsze. Cieszyłam się jak dziecko słysząc w słuchawkach język, kiedy oglądałam niedostępny inaczej mecz Janowicza. Od razu meczyk i tak spektakularny nabrał dodatkowego wymiaru.





W Łazienkach, krótka przerwa w wędrowaniu.



zdjęcia: xbw


księżyc D nad Narodowym


Tyle razy odpuszczałam Noc Muzeów, niestety. Tym razem skusiła mnie perspektywa zobaczenia na własne oczy Stadionu Narodowego. Wtopiłam się w dziki tłum już w okolicach 19.00 i wielką falą wpłynęłam przez wybetonowany tunel na płytę stadionu. Trwały akurat targi książki (do 19.00), więc nie zdziwił mnie wielki szyld "Nasza Księgarnia", ale poczułam się łyso. Nie było trawy, bramek, kibiców i chyba pierwszy raz zatęskniłam za dopełniającymi nastroju gadżetami. Na boku uformował się spory ogonek do zwiedzania zaplecza, pognałam z refleksem szachisty korespondencyjnego. Postałam blisko dwie godziny pojona roznoszoną przez chłopaczków z chorągiewkami i tornistrami z wrzątkiem kawą promocyjną, nawiązały się kontakty kolejkowe.




Przewodnik oprowadzający moją grupę po zapleczu zaczynał być lekko rozkojarzony, ale jeszcze w dobrej kondycji. Opowiadał o telewizorze Szczęsnego i o Balotellim, pokazywał szafkę Ronaldo. Wiem nawet, gdzie się znajduje się ustrojstwo "otwórz/zamknij dach".






Zwiedziliśmy łazienkę, lożę VIP, kaplicę wielowyznaniową.






Pojeździliśmy ruchomymi schodami w górę, w dół.





Na koniec wyprowadzono nas korytarzem dla VIP-ów.




zdjęcia: xbw


A nad miastem unosiło się wielkie pękate D.


poniedziałek, 20 maja 2013

potrzeba więcej Lol


Wczesną nocą przed spaniem sunie w moją stronę Ukasz z nieodcinalną pępowiną XXI wieku czyli kablami od komputera ze słuchawkami u końca i pyta czy posłucham Loli Janerki. Chwilę wcześniej wymyśliłam, że muszę koniecznie tego posłuchać, telepatia, jak nic :)

Strasznie się denerwuję słysząc jęczenia typu "ale co ja mogę", zwłaszcza od osób które znam, lubię i które, wydawałoby się, należą do ludzi myślących, wykształconych. Wychodzi z człowieka Homo sovieticus, jeszcze, nadal, bezustannie, końca nie widać.


 "To była bardzo gruba Lola
  Mówiła, że chce zmieniać świat
  I jeśli mam być szczery
  A ja od dzisiaj chcę być szczery
  To to był miły fakt


  Ja też bym chciał coś zmieniać
  I nawet mogę chlapnąć co
  Bo jeśli mam być szczery
  A ja od dzisiaj chcę być szczery
  To chciałbym ciebie w nią
  Zamienić ciebie w nią


  Witajcie w kraju gdzie zadyma (trzyma)
  I marsza ładnie gra orkiestra (ekstra)
  I jeśli mam być szczery
  A ja od dzisiaj chcę być szczery
  To już mniej miły fakt


  Jeżeli ma być miło
  Bo tego pewnie wszyscy chcą
  To jeśli mam być szczery 
  A ja od dzisiaj chcę być szczery
  Potrzeba więcej Lol"



Stary dobry Lech Janerka z płyty Historia podwodna, 1986. 




poniedziałek, 13 maja 2013

"śpiew baby na tle harfy"


       "Le. zasłonił okno firaną w szarojasne i szarociemne pasy, zrobiło się staroegipsko czy starożydowsko, zapalił świece w lustrach  i kadzidło, dzień wciąż szary, z deszczem. Puścił operę Haendla Alcina, świetne głosy. A co za pomysły kompozytorskie. Opera kameralna, tym lepiej słychać te pomysły. Śpiew baby na tle harfy, czasem pobrzęczy klawesyn, czasem słychać ją i pojedynczą basetlę, to znów jedna baba i dwa flety. Chwila zawieszenia, pół śpiew, pół zagadanie, i hopsa, taniec ze słowami od początku. Ani chwili nudy. To byli mistrze. Umieli bezbłędnie obliczyć działanie na ludzi na całe godziny.
       Mówię w pewnej chwili
       - Jak ona ma to śpiewać? Kręcić się w kółko?
       - Ona siedzi na tronie i śpiewa
       - Aha, a kiedy to się dzieje?
       - W starożytności
       - W której?
       - A nie wiem
       - To ładnie dawniej królowe śpiewały
       - A teraz śpiewa "Barbara!"
       - Ona do kogoś? "Barbara" to barbarzyńca?
       Głosy splątane, namiętność się podnosi, wtem pioruny czy strzały. Ja zaskoczony.
       - Co to? Zdobywanie czy burza?
       Le.
       - Całus się udał
       - Co? Całus?
       - Zeus się wdał
       - A, Zeus. Strzelił.
       - Strzelił. Wszystko poszło. Kłótnia. Nie mogli się zgodzić. Ta już śpiewała Magnificat. Ten, że tego nie dostał, ten tego nie dostał. Teraz słyszysz: pasterz z capem, tak se pogwizdują, skaczą".


Fragment pochodzi z "Tajnego dziennika" Mirona Białoszewskiego, część pierwsza "Dokładne treści", zapiski z lutego 1977 roku, str. 320, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.


piątek, 10 maja 2013

w świecie Mirona





Po przeczytaniu "Zawału" zabrałam się od razu za "Tajny dziennik". I przeniosłam się w części w końcówkę lat 70 i sobie w niej tkwię i nie chce mi się kończyć książki i wychodzić poza jej okładki, a najbardziej odnosić do biblioteki, chciałabym mieć na własność pod ręką. Więc jeszcze w trakcie czytania piszę. Albo czytam coraz lepsze książki, albo coraz bardziej się w czytane treści angażuję, albo i jedno i drugie. Świat miniony pokazywany w prozie Białoszewskiego przyzywa hipnotycznie, a z Mironem zakumplowałam się, jak z nikim wcześniej. Ktoś gdzieś o nim powiedział czy napisał "ciepło ironiczny". Wielbiciel szarości, półmroków, ciemności, nocy. Skromny, zwyczajny, naturalny. Niewbijający się w żadne schematy ani stereotypy, nawet na chwilę. Całym sobą zanurzony w teraźniejszości, w codzienności, zwykłości, zwyczajności. Miłośnik szwendania się, zwłaszcza nocnego. Żywiący się głównie mlekiem w proszku i tortem serowym z galaretką. Ciąg dalszy wkrótce.




trzeci


Dawno. Supermarket wielki, zakupy, patrzę kątem oka na płyty CD bo nie mam przecież odtwarzacza. Ale kupuję jedną z II i III koncertem fortepianowym Rachmaninowa. Pierwsza moja płyta CD. Kupiłam odtwarzacz i słuchałam w kółko, choć miałam już także inne płyty. A po obejrzeniu filmu Blask (Shine) jeszcze moje uwielbienie dla Rachmaninowa i jego III koncertu fortepianowego wzrosło. Czytałam wiersze Emily Dickinson i jak ona "Czułam - przez Mózg przechodził Pogrzeb" - kiedy słuchałam koncertu pod koniec finału. Potem dwukrotnie na żywo w warszawskiej filharmonii, marzenia się spełniają. A teraz doczekałam wykonania Daniila Trifonova. Pierwsze wysłuchanie na żywo przez Internet nieudane, ja wyrwana ze świata słowa pisanego, całkowicie przekierowana ze słuchania muzyki na odbiór wzrokowy, dźwięk zacinał się co chwilę i nie podobało mi się. Jakaś dusza miłosierna wrzuciła koncert do sieci, inna dusza podrzuciła mi link i mogłam, na raty posłuchać w spokoju mojego ulubionego koncertu w wykonaniu ulubionego wykonawcy. Pilnując się mocno, by nie zgłupieć z nadmiaru szczęścia. I zobaczyłam zorzę polarną i fizycznie słyszałam jej rozbłyski, oczy mrużyłam i łaskotało mnie podniebienie od tego skrzenia się niektórych fragmentów.






wtorek, 7 maja 2013

"Parę osób, mały czas"


Miron Białoszewski
Jak to powiedzieć 

między tymi blokami
między kwaczącymi dziećmi, wronami
i się zwleczeniami
parę osób
mały czas
tu dech
tu strach
tu cho cho cha
i tyle 


Film o Mironie i Jadwidze Stańczakowej

"Parę osób, mały czas"
Reżyseria: Andrzej Barański
Polska, 2005

poniedziałek, 6 maja 2013

"Pamiętnik z powstania warszawskiego"

Czytam powolutku kolejne słowa teksty książki Mirona, ale jakoś tak od końca raczej, do Pamiętnika jeszcze nie doszłam i nie wiem, tekst do ręki i oczami czy wysłuchać z YT. Na filmiku spektakl na podstawie "Pamiętnika", w całości. Temat jak lej krasowy, wciąga bezwzględnie, ale nie narzekam.



piątek, 3 maja 2013

Zeitgeist





Obejrzałam właśnie na PLANETE+ film dokumentalny, a właściwie niecałą połowę, ale i tak chciałam wszystkim serdecznie polecić, dawno tylu mądrych rzeczy w jednym miejscu nie słyszałam. Trochę to futurystyczna utopia, ale ile ważnych treści. Właściwie każdy jeden człowiek na tej planecie powinien ten film obejrzeć w całości. Polskie napisy po kliknięciu na opcję napisy i wybraniu języka z listy.




Dopisek: Terenia powiedziała, że nie mówi się każdy jeden. Teoretycznie wiem, ale mam środowiskowo zakodowane, że się tak mówi. Kużden jeden, na przykład ;) I wymyka się, kiedy nie mam czasu przeczytać tego co publikuję. Ale dla podkreślenia wagi tematu niech już zostanie.

"Mam sześć lat" - powiedział mój blog


Latka lecą, mój blog się starzeje (a ja wraz z nim). Trzeciego maja 2007 roku zaczęłam pisać i ciągnę ten wózek uparcie.

Sześć lat temu mój kolega Pendragon wyjechał do Irlandii i zaczął opisywać blaski i cienie emigranta na blogu. Tak sobie poczytałam i pozazdrościłam i też sobie bloga założyłam, ojcze chrzestny Pendragonie. Skoro nie mogłam zostać emigrantką ;)

Miałam zamiar skrobnąć jakąś notkę okolicznościową, ale pogoda wespół z porażką dokumentną "mojego" Śląska we wczorajszym PP wytrąciły mnie z doskonałego jeszcze przed meczem nastroju, łamie mnie we wszystkich kościach, chyba po prostu pójdę spać uprzednio poczytawszy, a czyje tomiszcze, dowiecie się wkrótce, oczywiście.

Chyba nie lubię rocznic. Wolę świętowanie/czczenie/pamiętanie rozłożone równomiernie.  Rok ma 365/6 dni. Ale czasem napomknąć nie zawadzi.




Kazimierz Wojniakowski
Widok Sejmu w czasie uchwalania Konstytucji 3 maja
1806, Muzeum Narodowe w Warszawie.


Leena Lehtolainen - "Na złym tropie"







Od czasu do czasu na moim blogu pojawia się coś fińskiego. Dziś kolejna książka Leeny Lehtolainen. Napisała ich już 21, przetłumaczono na polski zaledwie pięć, ostatnia ukazała się w zeszłym miesiącu, ale jeszcze jej nie dopadłam, będzie o przedostatniej. Bohaterka Maria Kallio, była policjantka zajmująca się projektem MSW dotyczącym przemocy domowej zostaje nagle czasowo przesunięta do swojej dawnej komendy z poleceniem poprowadzenia grupy dochodzeniowej w sprawie dziwnego otrucia działacza ze środowiska sportowego. Oczywiście wszystko ogarnia w try miga, odstawiając na kilka dni ustabilizowane życie rodzinne, co prawda daje się jakiś czas wodzić za nos, ale w końcu połapuje się co jest grane i sprawca ląduje wiadomo gdzie. W tle przemoc domowa, problemy osób niepełnosprawnych, zwłaszcza z przemieszczaniem się, doping w sporcie. I fińska codzienność. Fińskie imiona i nazwiska (bardzo ich dużo), fińskie nazwy miejscowości i dzielnic, aż mnie w uszy z rozkoszy łaskotało, to znaczy poprzez oczy :) Polubiłam też z miejsca książkowego kota o imieniu Venjamin. Maria Kallio jest bohaterką, którą da się lubić, sprawna, odważna, wysportowana, ogarniająca, nie ma fochów, nie jest rozchwiana emocjonalnie jak większość kobiecych postaci książkowych, choć ma traumatyczne przeżycia związane ze swoją pracą policjantki. I macha odlatującym dzikim gęsiom na pożegnanie :) Sama książka jest fajnym jednorazowym czytadłem, zwłaszcza dla lubiących Północ i/albo Finlandię. Trochę za bardzo wydłużona i dopowiedziana końcówka, ale przynajmniej człowiek nie żałuje, że już tylko dolna okładka została. Dla mnie niewątpliwa radocha, cieszy mnie wszystko co fińskie, nieustająco pojęcia nie mam, dlaczego.


Leena Lehtolainen
Na złym tropie
(Väärän jäljillä)
rok wydania: 2008
wydanie polskie: 2012
przełożył Sebastian Musielak :)


czwartek, 2 maja 2013

mały zachwyt nad światem

Przekaz rodzinny głosi, że ledwo odrośniętym od ziemi dziecięciem będąc wygłosiłam pewnego poranka stojąc przy oknie w uśpionym jeszcze domu, pierwszy zachwyt nad światem. Mama akurat przebudziła się i usłyszała moją małą, ledwo wyartykułowaną, przy niewysokich jeszcze umiejętnościach wysławiania, przemowę.

Mała xbw  powoli, dostojnie, z powagą, zachwyconą intonacją dziecięcym głosikiem rzekła:
 

słoneczko feci
ptaszki piewają
kogucik pieje
 
Bozie fenty