Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

"To the Ends of the Earth", miniserial (2005)



Morza i oceany, podobnie jak góry najwyższe, pociągają mnie silnie, jednakowoż, jak dotąd, teoretycznie. Miałam okazję otrzeć się o podróż transoceaniczną, na dodatek fikcyjną, do tego ulokowaną ponad dwieście lat temu. Serial według Goldinga zachwycił mnie, obudził ogłuszone czy uśpione porywy żeglarskie. Lektura trylogii morskiej też już za mną. Teraz czas na refleksje i czuję, że będą się we mnie tygodniami tliły, niczym potraktowana rozżarzonymi metalowymi prętami drewniana podstawa fokmasztu na statku, którym płynął z Anglii do Australii główny bohater Edmund Talbot (Benedict Cumberbatch). Chłopak skojarzył mi się z Kmicicem z Potopu, na początku za sprawą seryjnych poważnych uszkodzeń głowy, potem z powodu przeżywanych rozterek oraz intensywnej przemiany. Wytrącony z ciepełka domu rodzinnego znajduje się nagle w hermetycznym środowisku, wyizolowany na blisko rok, w dziwnie funkcjonującej społeczności, rządzącej się niepisanymi prawami, gdzie zwykłe życie zostaje zawieszone na czas podróży. W serialu są sceny pikantne, romantyczne, dramatyczne, momentami ogarnia zgroza, a czasem nie można powstrzymać chichotu, nawet w miejscach smutnych. Sceny kręcone są w dużych zbliżeniach, akcja dzieje się niemal wyłącznie na pokładzie statku. Przez trzy półtoragodzinne odcinki widzimy w tle dziewiętnastowieczny (a nawet osiemnastowieczny) statek, portrety bohaterów (od kapitana Andersona wzroku nie mogłam oderwać), fragmenty morza. Akcję stanowią poczynania pasażerów i załogi, ich zmagania z kołysaniem, morską chorobą, skutkami długotrwałej izolacji od reszty świata, z wielokrotnym zagrożeniem życia, próby dostosowywania się do stopniowych czy też gwałtownych zmian sytuacji i okoliczności. Mistrzostwo Goldinga uzupełnione i wzmocnione profesjonalnym działaniem twórców serialu. Kłaniam nisko.

na podstawie trylogii Williama Goldinga
"To the Ends of the Earth":

Rytuały morza (Rites of Passage)
Twarzą w twarz (Close Quarters)
Piekło pod pokładem (Fire Down Below)
  

"Na koniec świata"
(To the Ends of the Earth)
miniserial TV
ilość odcinków: 3
Wielka Brytania 2005
Reżyseria: David Attwood
Scenariusz: Tony Basgallop, Leigh Jackson


2 komentarze:

  1. Lubie takie "filmy drogi" w których bohater zmienia sie i dowiaduje sie o sobie wiele rzeczy nawet tych nie bardzo sympatycznych.Moja ulubiona scena gdy kapitan udzielajacy ślubu myli sie i wypowiada formułę pogrzebową.Warto obejrzeć!!!Dzieki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to także "film drogi", co prawda morskiej, ale co za różnica, ziemia pod stopami, asfalt pod kołami czy woda pod kilem. Kapitan był fascynujący. Nie jestem pewna czy się pomylił ;)

      Moja ulubiona scena trwa 270 minut (minus napisy końcowe). Albo nie, to ten moment, kiedy Tablot "zabija" Prettimana :)

      Usuń