Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

wtorek, 29 lipca 2014

"jak zawsze kiedy nie musiała"



"Wyglądała na odprężoną, szczęśliwą, jak zawsze kiedy nie musiała iść na wydział; właśnie zaczęły się wakacje z okazji Wszystkich Świętych. Z czasem zainteresowanie Hélène ekonomią zdecydowanie zmalało. Teorie próbujące wyjaśniać zjawiska ekonomiczne i przewidywać ich ewolucję wydawały się jej coraz bardziej niespójne, przypadkowe, coraz wyraźniej uważała je za czystą szarlatanerię; to zdumiewające, mawiała, że przyznaje się Nagrodę Nobla z ekonomii, jakby była to dziedzina równie poważna metodologicznie i rygorystyczna intelektualnie jak fizyka lub chemia. Jej zainteresowanie nauczaniem również znacznie osłabło. W sumie młodzi ludzie niezbyt ją interesowali, poziom umysłowy jej studentów był tragicznie niski, można się było nawet zastanawiać, co ich natchnęło do podjęcia studiów. Jedyną ich motywacją, w głębi duszy świetnie to wiedziała, była chęć zarabiania pieniędzy, jak największych pieniędzy; mimo nielicznych i krótkotrwałych fascynacji humanitarnych nie poruszało ich nic poza kasą. Jej życie zawodowe sprowadzało się do przekazywania sprzecznych absurdów kretynom i karierowiczom, nawet jeśli sama wobec siebie nie formułowała tego w sposób tak jednoznaczny. Miała zamiar przejść na wcześniejszą emeryturę"


Michel Houellebecq - "Mapa i terytorium" (La carte et le territoire)
W.A.B. 2011, przełożyła Beata Geppert, str. 292-293


w a k a c j e


Wcinałam bób i borówki głaszcząc Brysia. Aż wykrzywiało twarz od młodych jabłek. Czytałam o muchach i bolończykach u Houellebecqa. Patrzyłam na samoloty podchodzące do lądowania lub właśnie startujące tuż nad głową lub nieco obok. Uwielbiam samoloty. Moje stopy po dziesięciominutowym marszu na bieżni wyzwały resztę mnie od głupich bab. Opalanie też nie mogło trwać dłużej niż 10 minut. I wpadła mi w ręce "Chata" Younga, książka trochę nawiedzona, miejscami mądra, miejscami zbyt amerykańska. Utknęłam gdzieś w połowie, ale jeszcze do niej wrócę, kiedyś. Miałam ochotę posłuchać Bacha, ale stanęło na MTV Dance. Zrobiłam sobie wodę z miodem lipowym. Potem ugoszczona zostałam michą sałatki wakacyjnej na zacienionym tarasie z widokiem na pola kukurydzy, nadal z samolotami. Śniło mi się, że chodzę po ośnieżonych Tatrach. Znienacka, już w innym śnie, zobaczyłam w oddali Alpy. I znowu Houellebecq, świetny fragment o Williamie Morrisie. Książki tłoczą się i rozpychają łokciami, wykrzykują jedna przez drugą "teraz ja!", muszę je mitygować. Miałam dobry trening z pieskami. Kicia zeszła była, mniej futrzaków do głaskania.

Nie jęczę, że gorąco, rozbieram się i piję herbatkę miętową. W tramwaju zepsuł się dzwonek i dzwonił niemal non stop. Niedawno na tej trasie była stłuczka, tramwaj wpadł na tramwaj i pasażerowie wylądowali w szpitalu. Więc puszczam brzęczące dzwonienie mimo uszu. Przesiadka, dalej tramwajem nie pojadę, bo tory wykopali, wraz z dzikim tłumem wsiadam do nagrzanego autobusu, który jedzie naokoło. Czy ta dziewczynka obok zemdlała? Nie, tylko śpi, ale wygląda na żywcem ugotowaną. Tata trzyma ją na kolanach, jemu dopiero musi być gorąco. Niedzielna użytkowniczka komunikacji miejskiej ze mnie. Przynajmniej jeśli chodzi o dłuższe trasy. Na północy Szwecji tak samo gorąco. Nie włączam wiadomości. Robię sobie od nich wakacje.

z Houellebecqa



"Jasselin powoli szedł drogą prowadzącą do intensywnie, wręcz nienormalnie zielonego zagajnika, w którym prawdopodobnie kłębiły się węże i muchy, a może nawet skorpiony i bąki; w Yonne skorpiony nie należą do rzadkości, niektóre docierają aż do Loiret, przed przyjazdem czytał o tym na Info Gendarmeries, znakomitej stronie, która zamieszczała tylko starannie sprawdzone informacje. Wbrew pozorom na wsi można spodziewać się wszystkiego, często najgorszego, pomyślał ze smutkiem Jasselin. Samo miasteczko zrobiło na nim fatalne wrażenie: idealnie czyste białe domy kryte czarnym gontem, bezlitośnie odnowiony kościół, pseudodowcipne tablice informacyjne; wszystko wyglądało jak dekoracja, sztuczna wioska zbudowana dla potrzeb serialu telewizyjnego"

"Obok kawiarni Chez Lucie ulica Heideggera schodziła do tej części miasteczka, której dotychczas nie zwiedził. Ruszył nią w dół, zastanawiając się nad sensem oddania merom niemal absolutnej władzy w kwestii nazewnictwa ulic. Na rogu ulicy Leibnitza przystanął przed groteskowym obrazem o jaskrawych barwach, namalowanym akrylami na metalowej tablicy, a przedstawiającym mężczyznę z głową kaczora i z nieproporcjonalnie dużym penisem; jego ciało i nogi pokrywało brunatne futro. Z tablicy informacyjnej dowiedział się, że stoi przed Muzé'rétique - muzeum poświęconym sztuce prymitywnej i twórczości artystycznej pacjentów szpitala dla umysłowo chorych w Montargis. Jego podziw dla pomysłowości władz miejskich wzrósł, gdy dotarł na plac Parmenidesa i odkrył nowiutki parking: białe pasy oddzielające miejsca parkingowe nie mogły mieć więcej niż tydzień, system elektronicznych opłat przyjmował europejskie i japońskie karty kredytowe"

"W kierunku południowym miasteczko kończyło się rondem Kanta, czystym tworem urbanistycznym o dużej wstrzemięźliwości estetycznej, kolistą powierzchnią z idealnie szarego asfaltu, która prowadziła donikąd, nie pozwalała dojechać do żadnej drogi i wokół której nie stał ani jeden dom. Trochę dalej wolnym nurtem płynęła rzeka. Promienie słońca oświetlały okoliczne łąki. Rzekę ocieniały porastające jej brzegi osiki"



Michel Houellebecq - "Mapa i terytorium" (La carte et le territoire)
W.A.B. 2011, przełożyła Beata Geppert, str. 248-251

środa, 16 lipca 2014

Neil Gaiman "Newerwhere"




Wróciłam po latach do czytania fantasy. Nie przepadałam wcześniej za bardzo, oprócz Jonathana Carrolla, no i oczywiście Lewisa Carrolla. Ale już na przykład Ursula klasyka gatunku Le Guin, nijak, no nijak i nie ma siły.

A teraz facet w czarnych ciuchach od graphic novels popełnia novelisation i ja to z pasją pochłaniam. I cieszę się, że mam tyle do wyobrażania sobie, przynajmniej do czasu obejrzenia serialu, według którego powstała książka. Być może na fali czytania książek dla dzieci. A może na normalnej fali czytania książek. Na fali czytania. Po prostu. Czasem nie ma sensu zadawanie pytań i wnikanie, dlaczego coś się robi. Bo tak. I już. Bo Biały Królik.

Richard jest normalnym facetem, ma dobrą pracę, piękną narzeczoną i wiedzie spokojne życie w bezpiecznym i wygodnym Londynie. Idąc na kolację do dobrej restauracji wpada niespodziewanie na ranną dziewczynę i pomaga jej. Zaczynają się dziać niewytłumaczalne rzeczy. Richard odkrywa istnienie Londynu Pod, z konieczności (w Londynie Nad staje się niewidzialny, jego dotychczasowe życie przestało istnieć) schodzi pod powierzchnię znanych mu rejonów. Spotyka dziewczynę o imieniu Drzwi, Łowczynię, markiza De Carabas, Szczuromówców (tłumaczy szczurzej mowy), mówiące szczury, dwa niebezpieczne indywidua o imionach Croup i Vandemar, Aksamitną Lamię, Serpentynę i, co najdziwniejsze, prawdziwego anioła o imieniu Islington. Przechodzi przemianę z wydelikaconego miejskiego młodego mężczyzny w normalnego człowieka. Przystosowuje się.


"Dotychczasowe życie przygotowało go doskonale do pracy w ochronie danych, zakupów w supermarketach, oglądania meczów piłki nożnej w telewizji w sobotnie popołudnia, podkręcania grzejnika, gdy zrobi się zimno. Zupełnie nie zdołało go przygotować do bycia nikim na dachach i kanałach Londynu, do chłodu, wilgoci i ciemności". (str. 123-124)

Najbardziej intrygującą postacią jest chyba anioł Islington, ostatnio, poprzednio, opiekun Atlantydy, zaskakujący już od pierwszego pojawienia się, właściwie drugiego, kiedy proponuje swoim gościom nadzwyczaj mocne wino...

Neil Gaiman przyczajał się długo jako współautor, scenarzysta, współtwórca komiksów, aż wreszcie zaczął pisać samodzielnie. Podobno dobrze i coraz lepiej. Podobno Amerykańscy bogowie (American Gods) to książka warta przeczytania. Trwają próby sfilmowania (userialowienia). Moja wyobraźnia, pięknie podkarmiona Nigdziebądź, już się cieszy. Na pisaninkę Gaimana i w ogóle na nawrócenie (wybiórcze) na fantasy. Czego i Waszej wyobraźni życzę.


Neil Gaiman
"Nigdziebądź"
(Newerwhere)
rok wydania: 1996
wydanie polskie: 2001,
przełożyła Paulina Braiter

wtorek, 15 lipca 2014

"Tinker Tailor Soldier Spy" (Szpieg), 2011



Film na postawie powieści Johna le Carré Tinker, Tailor, Soldier, Spy z 1974 roku, wydanej u nas w 2000 roku jako Druciarz, Krawiec, Żołnierz, Szpieg. Zyskuje w przypadku poprzedzenia bądź uzupełnienia seansu lekturą. Podobnie jak powieść, która zyskuje po uzupełnieniu o film.

Doskonali aktorzy: Gary Oldman jako George Smiley, Benedict Cumberbatch jako Peter Guillam, Colin Firth jako Bill Haydon, Tom Hardy jako Ricki Tarr, do tego John Hurt (Kontroler), Toby Jones (Percy Alleline), Mark Strong (Jim "Ellis" Prideaux) i David Dencik (Toby Esterhase). 

W "Cyrku", czyli siedzibie brytyjskiego wywiadu, prawdopodobnie jest podwójny, trzeba go zlokalizować po cichu, by nikt się nie zorientował, że w ogóle coś się dzieje. Poproszony o przeprowadzenie akcji emerytowany Smiley wraz z młodym Guillamem niepostrzeżenie gromadzą dokumenty (doskonała scena wykradania teczki z archiwum, Cumberbatch - oklaski, ale w książce opisana jeszcze lepiej) i stary wyga George "namierza", o kogo może chodzić. Przeprowadzona zasadzka potwierdza domysły. I najlepsze na końcu. Przy dźwiękach radosnej piosenki "La Mer" śpiewanej przez Julio Iglesiasa widzimy sekwencję scen końcowych, od epizodu z balu, poprzez "pożegnalne" ujęcia z niektórymi głównymi bohaterami, aż po powrót Smiley'a w glorii chwały na stare cyrkowe śmieci. Lubię uśmiechy satysfakcji z dobrze wykonanej roboty Cumberbatcha i Oldmana w ostatnich ujęciach.

Stopień skomplikowania akcji nie jest, z perspektywy "po", wysoki. Ale na wszelki wypadek obejrzałam najpierw po łebkach film, jednym okiem i w wersji oryginalnej, potem przeczytałam powieść, ze ściągawką, kto kogo w filmie grał i już łapczywie rzuciłam się na ponowne pełne i z polskimi napisami oglądanie. Dziwiąc się, jak mogłam marudzić na zapas, że starocie, że szare i ponure kadry, że jak ci faceci w ogóle koszmarnie chodzili ubrani, o fryzurach nie wspominając, no i w ogóle o co chodzi, nijak nie można się połapać. Teraz wyrzucam wszelkie uprzedzenia i przystępuję do nowych filmów i książek ze sporą dozą tolerancji. Czego i Wam życzę.


"Tinker Tailor Soldier Spy"
(Szpieg)
Francja, Niemcy, Wielka Brytania 2011
Reżyseria: Tomas Alfredson
Scenariusz: Bridget O'Connor, Peter Straughan

czwartek, 10 lipca 2014

John le Carré - "Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg"




"Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg" - świetna książka do poczytania w wakacje i nie tylko. Stopień skomplikowania akurat do ogarnięcia, akcja przeskakująca, ale płynna, język ciekawy, treść pasjonująca. Wywiad brytyjski, szpieg, podwójny na dodatek, cicha i okrężna próba podejścia owego "kreta" przez starego wygę Smileya, także podejrzewanego o dwulicowość i z tego powodu zwolnionego ze służby. Kobiety też są, w roli kobiet i jako "mateczki". Ale kiedy mowa o "niańkach", to już nie chodzi o kobiety. Słów "latarnik" czy "inkwizytor" także nie można w tej powieści traktować w dosłownym rozumieniu. Uczuć wiele, miłość, przyjaźń, patriotyzm, przywiązanie. Ale też fałsz, podstęp, zdrada we wszelkich możliwych odsłonach. Odraza, wstręt, podwójna moralność. Pozbywanie się ostatnich złudzeń i życie bez złudzeń.  

Na wszelki wypadek, żeby nie błądzić na nieznanym obszarze, obejrzałam najpierw film, ale w oryginale, żeby nie zrozumieć tak zupełnie wszystkiego i mieć trochę niespodzianek przy lekturze.

Zdarzyło mi się włączyć tv i poskakać chwilę po kanałach. Trafiłam na dość dobry serial z cyklu CSI: Zagadki kryminalne czegośtam. Dialog. Mężczyzna cytuje jakieś zdanie. Kobieta (bystra) pyta "Dostojewski?" Mężczyzna odpowiada "Nie, le Carré" ;)

Rymowanka dziecięca, inspiracja przy nadawaniu bohaterom przydomków, w oryginale brzmi:

Tinker, Tailor,
Soldier, Sailor,
Rich Man, Poor Man,
Beggar Man, Thief.

John le Carré
"Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg"
(Tinker, Tailor, Soldier, Spy) 
rok wydania: 1974
wydanie polskie: 2000

wtorek, 1 lipca 2014

Ian McEwan - "Pokuta"





Najpierw obejrzałam film. Oswoiłam, przetrawiłam, przepuściłam jak przez taśmę fabryczną. Przyswoiłam treść. I dopiero mogłam przeczytać i polubić książkę.

Utwierdziłam się w przekonaniu, że pora właściwa, kiedy zobaczyłam "motto", obszerny fragment książki Jane Austen "Opactwo Northanger", którą to dopiero co wysłuchałam kilkakrotnie w postaci słuchowiska BBC (była akurat available na stronie stacji przez kilka dni), obejrzałam dodatkowo film i wypożyczyłam książkę z biblioteki. Lubię takie zbiegi okoliczności.

Rok 1935. Briony Tallis, trzynastoletnia dziewczynka mająca bujną wyobraźnię, widzi przez okno niewinną scenkę, do której dopisuje sobie przesadzone wytłumaczenie. Czyta z wścibstwa cudzy list o niewłaściwej dla niej treści. Jest świadkiem zbliżenia miłosnego swojej starszej siostry Cecilii. Wyobraża sobie to czego nie może zrozumieć, nikt jej nie tłumaczy, co dzieje się w rzeczywistości. Kiedy późnym wieczorem w ogrodzie natyka się na piętnastoletnią kuzynkę Lolę, w niedwuznacznej sytuacji, natychmiast dopisuje do niej własną wersję, sumując wrażenia całego bogatego w doświadczenia dnia. Kuzynka z ulgą przemilcza krępujące i niewygodne, ale prawdziwe, fakty i historia małej Briony staje się na całe lata jedyną obowiązującą wersją wydarzeń. Syn sprzątaczki, Robbie, zakochany w Cecilii, jest według Briony czarnym charakterem, maniakiem zagrażającym jej ukochanej siostrze. Mała oskarża go automatycznie o gwałt na Loli. Wezwana policja aresztuje chłopaka. Cecylia zrywa z rodziną, zostaje pielęgniarką. Do ukochanego pisze listy, nie ma zgody na widzenia.

Wybucha wojna. Robbie prosto z więzienia jedzie do Francji, na front. Zauważa u siebie objawy bardzo dobrego przystosowania do wojskowego żywota, co zawdzięcza kilkuletniemu pobytowi w celi. Obraz odwrotu brytyjskiej armii do Dunkierki jest przerażający, wędrówka Robbiego w scenariuszu filmowym ujęta jest jedynie skrótowo. Chyba od szkoły średniej nie czytałam takich potworności o najciemniejszych stronach II wojny światowej.

Briony dorasta, idzie do szkoły pielęgniarskiej. Zaczyna rozumieć swój błąd i pragnie go jakoś naprawić. Ale nie wszytko da się po latach naprawić, wyjaśnić, wyprostować, cofnąć, zadośćuczynić.

Jak McEwan (ur. w 1948 roku, w czasie pisania powieści pięćdziesiąt plus) wczuł się w rolę trzynastolatki, nie mam pojęcia, ale zrobił to doskonale. Pamiętam siebie z tego wieku, akurat zaczynałam pisać pamiętnik. Dodaję stanowczo McEwana do pisarzy, których zamierzam czytać, których książek będę szukała w bibliotekach.


Ian McEwan 
"Pokuta" (Atonement) 
rok wydania: 2001 
wydanie polskie: 2002