Lat temu ponad dwadzieścia, Czechosłowacja. Za znajomymi znajomych wybrałam się do Pragi na ekumeniczne spotkania młodych w ramach Wspólnoty Taizé. Moja reakcja na Hradczany, Teatr Narodowy, Stary Rynek, Plac Wacława, Złotą Uliczkę, Daliborkę, Most Karola i przede wszystkim KATEDRALĘ była niezwykła. Zaczęłam, chodząc po ulicy, śpiewać po francusku, nieznane dziwne melodie, otwierałam usta a muzyka i słowa "brały się skądś", piękne, ciągle nowe. Francuskiego nie uczyłam się nigdy i słowa były jedynie francuskopodobne, ale płynęły nieprzerwanie dosyć długo. Sporo godzin spędzałam na samotnym włóczeniu się po mieście, jeżdżeniu metrem (ukončete prosím výstup a nástup, dveře se zavírají), patrzeniu, wchłanianiu i zapamiętywaniu. Natknęłam się na wystawę fotograficzną Josefa Koudelki! Kupiłam dwa jego albumy i plakat, mam do dziś.
Jeśli chodzi o modły, to najmilej wspominam siedzenie na podłodze w wielkim namiocie na Letnej i śpiewanie kanonów w tylu językach, ile grup z różnych krajów pod dachem :) Dostaliśmy teksty w kilku podstawowych językach, skorzystałam i śpiewałam po trochu w każdym ;) Wszyscy ludzie wokół byli mili, uprzejmi, serdeczni, niezwykłe w tak wielkim tłumie. Mieszkałam w jakimś bloku u rodziny, z nieznanymi wcześniej dziewczynami, chodziliśmy na obiady do jeszcze innej rodziny. Trochę biedna byłam z moim wegetarianizmem. "Gospodyni" kolegów zaskoczyła mnie, gotując specjalnie i tylko dla mnie zupę bez mięsa. Podrzucała mi też owoce. Wszyscy w biedną vege pakowali ciasto, "skoro nic innego nie możesz", wchłonęłam przez te kilka dni ilość nieprzyzwoitą :) Na Sylwestra wylądowaliśmy u jeszcze innej rodziny, piliśmy szampana i z balkonu oglądali imponujący pokaz sztucznych ogni, jak na zakończenie wojny światowej! Wtedy to była dla mnie kompletna nowość. Potem przemieszczenie na potańcówkę do jakiejś szkoły. Towarzystwo szalało, a ja przyglądałam się i wcinałam surówkę. Do rana przekimałam na szkolnych krzesłach i bladym świtem wybrałam się na noworoczną poranną mszę, w jakichś podziemnych garażach. Jako, że byłam w nielicznym gronie jedyną Polką, brałam czynny udział czytając przez mikrofon wszystkie teksty po polsku :)
Zostały zdjęcia, pocztówki i ciepłe wspomnienia, schemat praskiego metra, no i teraz post na blogu. I niepowstrzymany pociąg do Pragi.
To juz ponad 20 lat???!!!!
OdpowiedzUsuńAkurat w Pradze nie bylam wtedy, ale byla tam prawie cala nasza paczka, a ja tylko w lacznosci duchowej.
A Prage pokochalam pare lat pozniej.
Super, ze opisalas te wspomnienia!
Dosiu, to już 23 lata... Ja też jeszcze parokrotnie nie pokonałam silnego przyciągania Pragi :) A wspomnienia są silne nawet po latach.
UsuńI znowu za rok będzie w Pradze....
OdpowiedzUsuń(Ja też kocham Pragę...)
Ale jedyne zagraniczne spotkanie Taize, na które się wybierałam skończyło się stanem wojennym :(
I pozdrawiam oczywiście :)
UsuńTeż Cię, Agajo, pozdrawiam :) Robisz piękne zdjęcia!
UsuńNo wiesz, spotkania są, tylko te latka lecą i się wiekowo nie łapię, RACZEJ :D Ale cieszę się, że było mi dane tam pojechać.
Witaj!
OdpowiedzUsuńWpadłam na chwilkę, co by życzyć Ci Szampańskiego Sylwka! (jeśli celebrujesz), a tak czy owak, dużo zdrowia, pomyślności, moc optymizmu oraz powodzenia wszelkich planów i marzeń, tych dużych i tych małych, ażeby raczkujący do Nas 2014 okazał się, w zgodzie z numerologią ("7" - połączeniem pierwiastka męskiego - 3 i żeńskiego - 4) lepszym dla całego świata, przyniósł pokój i harmonię! Za to warto trzymać kciuki zawsze, bez względu na wyznawane lub nie, religie. A więc dużo ciepła, radości, pogody ducha. Do Siego Roku, moja droga! :*
Pozdrawiam cieplutko :*** :))))
Basieńko, dziękuję! Celebruję, a juści, we własnym wnętrzu, jak wszystkie zwyczajowe "święta" :) Wzajemnie, pokoju i harmonii wszelkiej, dla Ciebie i świata.
Usuń