Mało, zdrowo, nietypowo. Słodkie pod dachem: sztuk jeden, pod postacią soku wiśniowego do herbaty. W ramach "słodyczy" zaopatrzenie jedynie w torebkę wiórków kokosowych, ale najwyraźniej brały udział w akcji "przed świętami ludziom można wcisnąć każde g", okazały się niejadalne i skończyły w śmieciach. Nie ma nawet cukru. Zakupy świąteczne to kasza jaglana i gryczana, soczewica i fasolka, butelka oleju. I warzywniak. Akcentem świątecznym kilka mandarynek. Nie ma śniegu, nie ma bezwzględnej potrzeby posiadania choinki, której i tak nigdy nie było gdzie postawić (paprotka rządzi). Na parapecie, lodówka nieustająco nieobecna - hurra, słoiczki z bigosem świątecznym, buraczkami i ogórki kiszone tradycyjnie, nie wiem czemu ukrywać w spiżarce, toż to wspaniała dekoracja. I orzechy włoskie, cały słój. Codzienna przekąska, aż dziw, że jeszcze ponad połowa dotrwała do Bożego Narodzenia. Mnóstwo rozmów telefonicznych, życzeń, serdeczności.
Życzenia, no tak, tradycja. Życzę, by słowu tradycja towarzyszyło nierozerwalnie słowo rozsądek. By się nie zapędzić w ślepą uliczkę, a jeśli już, to by się w niej nie zaklinować na resztę życia. Mądrości, myślenia, spokoju, ogarnięcia siebie i świata wokół, harmonii, uśmiechu, zadowolenia, poczucia humoru, racjonalnego wykorzystania danego nam czasu, systematycznego oraz skutecznego spełniania, wypełniania, realizowania. Bycia tu i teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz