Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

sobota, 20 grudnia 2014

zaczyna się od Mikołaja...



rysunek/obraz: Marta Frej, umieszczony za wiedzą i zgodą autorki :)


Zaczyna się od Mikołaja. Mojemu ojcu w czasie służby w wojsku odcięło końcówkę palca. W przedszkolu w czasie przedświątecznej imprezki, w stroju krakowianki zasiadłam na kolanko panu z brodą w czerwonym stroju, mówili, że Mikołaj. O coś tam zza wąsów grubym głosem pytał, pewnie czy grzeczna. Mała ja, przestraszona, podekscytowana, ale przytomna. Zauważyłam, że Mikołaj nie ma końca palca i charakterystyczny paznokieć identyczny jak tatuś. A zatem, wnioskowanie proste, Mikołaj to tatuś. Upierałam się potem, że właśnie tak, że na pewno, ale wszyscy wmawiali, że ależ skąd. Nikt nie spostrzegł, że odkryłam NIEZBITY DOWÓD ;)

A potem to już z górki, co chwilę dosłownie dowiadujemy się, że znowu coś jest nie takie, jak myśleliśmy, jak nam mówiono. Świat pokazuje coraz to nowe oblicze, ludzie w teatrze życia codziennego (polecam książki Ervinga Goffmana, trochę w ciemno, bo czytałam jedną i to dawno). Teoretycznie człowiek ma zdolność uczenia się. W praktyce idzie opornie, nikt nie pomaga, nie uczy jak się uczyć. Jak spokojnie i z godnością akceptować kolejne "odkrycia", kolejne demaskacje. Kolejne, "ale ja myślałem". Żeby tylko poprzestano na niepomaganiu, a tu jeszcze przeszkód lawina. Reakcją jest zamknięcie, unikanie, chowanie, płacz i zgrzytanie zębami, doły, fochy i depresje. A wszystko ma mechanizm samonapędzający, nakręcający, raz wprawione negatywną energią w ruch nadal na tej energii żeruje i zasysa. Człowiek znajduje w końcu upodobanie w byciu zgryźliwym czy / i zdołowanym. Jak mój znajomy, którego niedawno wiekuiście żegnałam na Cmentarzu Bródnowskim. Każde "co słychać" kwitował ostatnio: "a, do dupy". Rozsiewał wokół siebie taką aurę beznadziei, że nijak nie dało rady wywołać w nim pozytywnych uczuć, chyba że procentami, a i to na krótko.

Mały człowiek stopniowo odkrywa, skąd się bierze plasterek szyneczki, jak pod skórą wyglądamy w środku, z czego robi się perfumy, skąd się biorą tak naprawdę dzieci, jak to jest na prawdziwej wojnie, co to polityka. Jak dobrze pójdzie, to tak odkrywamy przez całe życie. Są natury dociekliwe. Wiedzieć. Niektórzy wybiórczo, inni wszystko, choć wiadomo, że awykonalne. Ogarnąć, jak najwięcej. Niekończący się przełajowy bieg przez płotki ("Cywil, przeszkoda"), wiraże, jary, kamieniołomy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz