Dowiedziałam się przez przypadek, że Sonique będzie w Warszawie. Nie koncert, ale w galerii handlowej. Moje korzystanie z życia ogranicza się ostatnio do oferty bezpłatnej, więc pomyślałam, że grzech odpuścić i opuścić. No i powędrowałam, uprzednio zlokalizowawszy orientacyjną godzinę "występu". Na platformie stał jakiś koleś w kapturze i majstrował przy aparaturze grającej, kręcił, ustawiał, regulował, w końcu, zadowolony, powiedział do mikrofonu, że gotowe, podgłośnił, zdjął kaptur i okazało się, że to Sonique :)
Występ był stosunkowo krótki, z licznymi przerwami, spacerowaniem, wędrowaniem, obijaniem się, ale w sumie czemu się dziwić, ludzie wokół reagowali jak na kondukt żałobny, mało kto nawet nóżką tupnął lub się choć trochę "gibnął". Dzień wcześniej miałam okazję dość intensywnie wytańczyć się, więc byłam całkiem rozbujana jeszcze, a dźwięki aż podrywały do góry. Ale tłum, wcale nie tak gęsty, powiedziałabym nawet, że intensywnie rzedniejący, stał zatwardziale, z pojedynczymi wyjątkami. Sama Sonique bardzo atrakcyjna, szczuplutka, zgrabna, wysportowana, jestem heteroseksualna, ale oczu nie mogłam oderwać. Kiedyś trenowała lekkoatletykę i teraz ma figurę idealną. Przykro, że nie było żywo i spontanicznie, jak na koncercie, ale dla mnie i tak rewelacja. Niesamowity głos. Szkoda, że tak niewiele śpiewa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz