Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

czwartek, 28 lutego 2013

"Ecce Homo"



Adam Chmielowski
(św. Brat Albert)
Ecce Homo
 1881
 Kaplica Sióstr Albertynek pod wezwaniem Ecce Homo, Kraków


środa, 27 lutego 2013

"Stroiciel fortepianu"


"Stroiciel fortepianu"

[Filharmonia w Chicago]


W przerwie koncertu zza kulis wynurza się mężczyzna
w sztruksowej marynarce, wkłada ręce do fortepianu jak
doświadczony położnik i zaraz potem znika, a nieuważna
publiczność oddycha głęboko. Żyjemy, mówią muzycy. Słuchamy,
mówią wytworne panie. I spektakl trwa nadal, mimo że noc już
od dawna zajęła strategiczne punkty tego miasta i Wenus świeci
swoim zimnym promieniem.



Adam Zagajewski, z tomu "Niewidzialna ręka", Kraków 2009



wtorek, 26 lutego 2013

"Arytmia" - Anne Holt & Even Holt





Arytmia to thriller kardiochirurgiczny, napisany przez twórczynię kryminałów (Anne) i jej brata lekarza (Even) zajmującego się "sprawami sercowymi". Even - looks good!

Akcja: Dr Sara Zuckerman, przeprowadza operacje z użyciem ICD, kardiowertera-defibrylatora. Kiedy zaczynają umierać jej pacjenci, wespół z przyjacielem Olą Farmenem przeprowadzają błyskawiczne dochodzenie, jeszcze przed powiadomieniem policji. Momentalnie wpadają na to, co się dzieje i powstrzymują dalsze zgony. 

Główna bohaterka jest bystra, energiczna, kompetentna, ale czasami zraża do siebie czytelnika (mnie ostro co najmniej w trzech momentach).

To, co denerwuje, to krótkie rozdziały. Czytając książkę w takiej formie czuję się, jakby ktoś pokroił mi posiłek na drobniuteńkie kawalątka, jak małemu dziecku, żebym się nie zadławiła i nie miała problemu z gryzieniem.

Mam mieszane uczucia. Kiedy zaczynałam czytać Anne Holt od serii z duetem Vik & Stubø, było mi dobrze w świecie przez nią wykreowanym, wiem, że potrafi pisać. Po dwóch częściach przeskoczyłam niestety od razu na Arytmię i zaliczyłam jakąś przepaść. Książka jest dobra, ale tak prosta, że aż mnie momentami odrzuca. A we wcześniejszych tomach  prowadziła takimi fascynującymi ścieżkami i zakamarkami kobiecych i męskich tropów myślowych. Była jakaś głębia psychologiczna. Tej pozycji nie mogę nijak szczerze polecić, przykro mi, jest powierzchowna i jakaś taka "amerykańska". Czytadło. Nawet stronice "same" się przewracały. A po ostatniej kropce nic nie pozostaje. No, może tajniki sprytnych operacji giełdowych.

Podobała mi się okładka.


Anne Holt & Even Holt
Arytmia
(Flimmer)
rok wydania:  2010
wydanie polskie: 2012

środa, 20 lutego 2013

"Trafny wybór" - J. K. Rowling





Paskudna okładka, jak produkt ze spożywczego z najniższej półki, gryzie mnie takie zestawienie barw.

Sam początek czytania - "haftki o sweter", może to wina pospiesznego tłumaczenia, nie wiem. Potem już popłynęło, bo choć J. K. nie jest literatką-czarodziejką słowa, to snuć opowieści potrafi. Historia małego Pagford i jego mieszkańców wciągnęła mnie na kilka dni, kończyłam o trzeciej w nocy zapłakana. Najpierw się dobrze bawiłam, Krystal i Fats byli trochę zabawni, drinkująca Samantha też, ale w pewnym momencie śmiech zaczął mi zamierać na ustach, oczy zasnuwały się uniemożliwiając czytanie. Zapytałam Ukasza, który przeczytał książkę przede mną, czy dalej będzie lepiej. Uświadomiona, że to będzie lot koszący i tak nie byłam przygotowana na aż tak drastyczną końcówkę.

Czy warto? Stanowczo tak.

Joanne Kathleen Rowling
Trafny wybór
(The Casual Vacancy)
rok wydania: 2012  (27 września)
wydanie polskie: 2012 (15 listopada!) - galopem :) widać - można




niedziela, 10 lutego 2013

"Futurospekcja" - Robert J. Sawyer





"Futurospekcja" to science fiction, jeden z moich ulubionych gatunków literackich, zaniedbany przeze mnie i traktowany po macoszemu. Mam wrażenie, że każda dobra pozycja SF aktywuje spory obszar mózgu, niczym rzeźbiarz obrabiający dłutem gruby mur otaczający ludzką świadomość, przekłuwający ścianę ciemności w ażurowe ogrodzenie, zza którego widać majaczące cienie rozwiązań zagadek i odpowiedzi na najtrudniejsze pytania.

Jestem w trakcie oglądania serialu, na podstawie (bardzo luźne powiązania) książki, więc, jak to ja, kiedy tylko doszperałam się źródła książkowego, pognałam do biblioteki i przeczytałam. 

Tytułowe wydarzenie, utrata świadomości, na około dwie minuty, połączona z przeniesieniem w czasie całej ludzkości o ponad dwadzieścia jeden lat, to skutek eksperymentu przeprowadzonego w ośrodku CERN pod Genewą. Oba wydarzenia rozpoczęły się idealnie w tym samym czasie, co do sekundy (zegar atomowy), co wyklucza przypadkowe wspólne zaistnienie. Naukowcy głowią się, który z czynników eksperymentu w Wielkim Zderzaczu Hadronów mógł spowodować tak niesamowite następstwa.

Wszyscy głowią się, czy to co widzieli w wizji, nastąpi naprawdę, czy to może jedna z opcji przyszłości. Wizje poszczególnych osób są spójne, łączą się w dość wyraźny obraz dzięki portalowi internetowemu o nazwie Mozaika. Problem w tym, że niektórzy niczego nie widzieli, czy to znak, że nie będzie ich wśród żywych?

Rozpoczyna się bardzo ciekawa dyskusja na temat wolnej woli, czy w ogóle istnieje i czy może zmienić przyszłość. Fizycy przerzucają się różnymi teoriami i modelami świata. Czy za 21 lat rzeczywiście po polach golfowych będą latały poduszkowce, by nie niszczyć trawy?

Okazuje się, że namieszała taka jedna supernowa, na dodatek już w plejstocenie. Wybuchła sobie, i choć miało to miejsce w Wielkim Obłoku Magellana, więc 166 tysięcy lat świetlnych od Ziemi, to wyemitowała neutrina, które akurat, spacerkiem, dowędrowały do naszej planety. Supernowa po wybuchu powinna zapaść się w czarną dziurę i "zassać" te neutrina w siebie, ale zapadła się w dziwny twór zwany dziurą brązową (taka jedna z natury niestabilna osobliwość), który nie uwięził neutrin na stałe, a to dzięki zamianie elektronów w kaony, które potem spontanicznie znów zmieniają się w elektrony, co z kolei powoduje kolejną emisję neutrin i tak dalej. A w tym czasie Ziemia doznaje co jakiś czas bombardowań neutrinowych, a jedno z nich nastąpiło tuż przed rozpoczęciem eksperymentu w CERN, zmieniając wyjściowe parametry. No i bozon Higgsa musiał znowu poczekać na eksperymentalne udowodnienie jego istnienia.

Fajnie tak się bawić w rozpędzanie cząstek i wielokrotnie próbować przywrócić warunki nieistniejące na Ziemi od chwili "ułamek sekundy po Wielkim Wybuchu". Szkoda trochę, że nie zostałam fizykiem ;)

 
Robert J. Sawyer
Futurospekcja
(Flashforward)
rok wydania: 1999
wydanie polskie:
2011

czwartek, 7 lutego 2013

żenaaaada...


... jak mawiał w "South Parku" niemiecki super robot opowiadający najlepsze dowcipy na świecie. Mnie do śmiechu po wczorajszym meczyku w Dublinie polskiej "Reprezentacji Narodowej", bynajmniej, nie było. Gdybym się mogła gdzieś zapaść, to bym się zapadła. Przerżnęli z Irlandczykami DWA - ZERO, dacie wiarę

(Muszę przestać "oglądać", bo niedługo będę się porozumiewała ze światem samymi, li i jedynie, cytatami z filmów. "Dasz wiarę" to z serialu "Brzydula", polskiej wersji, no śmieszy mnie, lubię...)

A tak było pięknie jeszcze kilka dni temu, kiedy nakopali goli Rumunom, i to sami "nasi" z Ekstraklasy + Celeban. 4:1... z Rumunami ... i wcześniej z Macedonią...

A wczoraj, jak prawdziwi kibice, zasiedlimy, -śmy (też cytat z filmu, przedwojennego, polskiego) w dobrej wierze (to z kolei "odchył" zawodowy), z michą pełną płatków kukurydzianych, zamiast czipsów, zdrowiej i smaczniej, znów zapomniałam kupić kwas chlebowy, ale za to batonik miał "procenty". Miny komentatorów rzedły coraz bardziej, konsternacja pełna. Mogę sobie przekląć? WTF?! Nic, nic, spoko, to tylko "nasi" piłkę kopią. Znów syndrom bitej żony. I znowu wystarczy jakiś malutki sukcesik, i znów w sercach kibiców, Polaków, zapalą się iskierki nadziei. I znów będą walić tłumami na stadiony, a nasze patałachy będą się "wozić" na nadziejach. Głupia sprawa, żenująca sprawa, czy nie ma 11, no 10, bo bramkarzy urodzaj i chyba to nie do nich pretensja, dziesięciu chłopa zgranych i potrafiących? NIE ROZUMIEM. Co tu jest grane? NIE WSTYD WAM?!

Szkoda, że Australian Open już się skończyło. W końcu Polacy poodpadali, ale było i tak na co patrzeć, niemal do końca. Jeden sędzia o uśmiechu delfina, inny jak z filmów Jima Jarmuscha, sędziujący mecz Stanislasa Wawrinki z Novakiem Djokovicem, nazywał się chyba Eduardo Molina. Ależ widowisko pięciogodzinne, dzielny Wawrinka zdobył ogromną sympatię za walkę i w ogóle, chyba najciekawsze godziny tego turnieju. Obejrzałam też debel Kubota, pierwszy w życiu, fajna sprawa, jak zabawa małych psiaków, tyle, że ze sporą gotówką w tle.

No i już nie wiem czy się dobijać kolejną kolejką Ekstraklasy ruszającą wkrótce po przerwie zimowej, czy może lepiej snooker i takie tam, bezpieczne, bo bez "Orłów Sokołów" naszych. No bo coś muszę, bo lubię. Muszę podtrzymywać przecież "sportowy" styl życia ;)

wtorek, 5 lutego 2013

"Młodość stulatka" - Mircea Eliade





Dominik Matei przechodził akurat obok kościoła, kiedy trafił go piorun. Padał deszcz. Niosły się dźwięki dzwonów i karylionu. Była Wielkanoc. Dominik, starszy już człowiek, jakimś cudem przeżył, co więcej, po zagojeniu się oparzeń okazało się, że odmłodniał. Zmienia tożsamość i pod opieką "tajnych służb", chroniąc się przed innymi "tajnymi służbami", przemieszcza się po świecie. Spotyka młodą kobietę, która po trafieniu piorunem zaczyna cofać się się w czasie do swoich kolejnych wcieleń, mówiąc przy tym biegle w starożytnych narzeczach. Odmłodzony profesor, badacz wschodnich języków, nagrywa te dźwięki, próbując je odszyfrować. Kobieta jednak starzeje się, przypuszczalnie przez kontakt z Dominikiem, więc, z bólem, ale rozstają się.

Nie za bardzo wie, co w jego życiu dzieje się realnie, a co jest halucynacją, złudzeniem, snem, lunatykowaniem. Zna gramatyki języków, których się nigdy nie uczył, a jedynie kupił podręczniki i położył na półce - bardzo zazdroszczę ;)

Spodobał mi się fragment o jedności przeciwieństw wywodzący się z filozofii wschodniej. I ten o Finnegan's Wake Joyce'a.

Pamiętam swój wielki zachwyt filmem Coppoli. Myślałam, no głupota w czystej postaci, że książka na podstawie której powstał, jest gruba i koszmarnie trudna w odbiorze. A jest malutka i przyjemna w czytaniu. I o to chodzi, mądrze, trafnie a nie rozwlekle i niezrozumiale, mistrzostwo.



Mircea Eliade
"Młodość stulatka"
(Tinereţe fără tinereţe)
rok wydania: 1976
wydanie polskie: 1990