Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
piątek, 7 listopada 2014
sto lat na piszczałce
Dziś jest pełnia (każde życzenie się spełnia?), jasność księżyca 100%. Dziś są moje urodziny.
Wybrałam się znowu na filmy w ramach 12. WJFF (Warszawski Festiwal Filmów o Tematyce Żydowskiej). Właściwie T. mnie wyciągnął. Lubię dokumenty, ale wolę je oglądać we wnętrzach mieszkalnych, z całym komfortem projekcji domowych. W torebce Kafka. Wysiadam z tramwaju, z sąsiednich drzwi przez pomost wyjeżdża dziewczyna na wózku. Na światłach czeka sporo ludzi, zielone, wszyscy ruszyli, dziewczyna na wózku też, ale mniejsze kółka wózka trochę haczyły o tory i nie zdołała pokonać całego przejścia (tory + asfalt jezdni) na zielonym. Szedł chłopak, który chciał pomóc, ale ciągnął sporą walizkę na kółkach. Złapałam jego walizkę, on wózek i poszliśmy dalej razem gawędząc o pobliskim muzeum. Chciałabym, żeby tak właśnie funkcjonował świat :) Prosto, zwyczajnie, najzwyczajniej.
W sali muzeum POLIN przysposobionej na kinową zasiadłam sama, T. poszedł jeszcze na jakiś koncert i spóźnił się na początek pierwszego dokumentu.
L'Chaim!: To Life! (Lechaim: Za życie!) w reżyserii Elkana Spillera. Facet z brodą, Chaim Lubelski, jedzie do Antwerpii, zajmie się mamą, która jest chora i w mocno podeszłym wieku. Szuka w Holandii coffee shopu. Popala sobie. Ma 63 lata, ale duszę i przeszłość hippisa. Do tego jest Żydem z całokształtem traum i obciążeń po Holokauście. Na handlu jeansami w Stanach zarobił dwa miliony dolarów, ale stracił je grając na giełdzie. Nie ma żony. Kiedy Chaim pojawia się na ekranie, rozbraja swoim sposobem bycia, swoją osobowością, skromnością. Dowiadujemy się stopniowo, że objechał świat, że zna mnóstwo ludzi i kilka języków, że doskonale gra w szachy. Właśnie o takich ludziach trzeba robić filmy. Po seansie rozmowa z reżyserem. Jest krewnym Chaima i do tej pory nie wyszedł z długów po nakręceniu L'Chaim!: To Life! Opowiada, że Chaim jest genialny, mówi w ośmiu językach, nigdy nie był w Polsce, choć mama urodziła się w Sosnowcu. On sam jest w Polsce po raz pierwszy. Mówi, że Polacy noszą w sobie jakiś smutek, choć obserwacja dopiero co pozyskana, bo jest tu dopiero dwa dni. Po akcji pytanie-tłumacz-odpowiedź-tłumacz reżyser wychodzi z sali razem z widzami. Rozgląda się, uśmiecha, sympatyczny, otwarty, więc podeszłam, a co, i podziękowałam za film i przekazałam pozdrowienia dla Chaima :) Pierwszy raz zdarzyło mi się dziękować twórcy filmu za jego dzieło i na dodatek pozdrawiać bohatera tego dzieła. Pełnia.
Total Eclipse (Całkowite zaćmienie), izraelski film artystyczny wyreżyserowany przez Samuela Maoza. W filmie występuje Jenya Dodina oraz Ohad Naharin, izraelski tancerz i choreograf. Ruch i dźwięki robią piorunujące wrażenie, nie wiadomo na początku kompletnie, o co chodzi. Z każdą sceną pojawiają się u widza coraz liczniejsze domysły, ale potem trochę się temat produkcji rozjaśnia. Tancerze. Trochę jak w "Pinie". Przypomina mi się Malczewski i, nie wiedzieć czemu, Witkacy. Wskakują z pamięci sceny z Wyrocznią z filmu "Kundun - życie Dalaj Lamy" Martina Scorsese. Jestem pod wrażeniem. Muszę zapamiętać, Ohad Naharin.
Późno, zbieramy się do wyjścia. O, Karol! Za godzinę mam urodziny, więc Karol gra mi na piszczałce sto lat. Na sali zostaje jedna śpiąca pani. Wychodzę z muzeum z dwoma przystojniakami ;) Jemy jabłka i rogaliki. Gonimy ostatnie autobusy i tramwaje. A Łysy z nieba daje na maksa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz