W "Zwyczajnym facecie" polski bezrobotny stoczniowiec wyjeżdża za pracą do Finlandii, do Turku. Jakżebym mogła nie przeczytać :) Przystąpiłam więc do tej lektury dla mnie obowiązkowej z mieszanymi uczuciami, bez większych i wyższych oczekiwań. I chyba się trochę zdziwiłam, bo czytało się bez poważnych zahaczeń, płynnie i przylepnie, przytulnie. Książka wciąga od początku klimacikiem mazurskiego pensjonatu, aż chce się na te Mazury już natychmiast jechać. Głównego bohatera, Wieśka, lubimy od początku, współczujemy mu żony - hetery, która potrafi zatruć mu życie "w białych rękawiczkach" ale i wprost, wrzaskiem, awanturami, szpilami, bo już nawet nie szpileczkami. Dobrze, że Kalicińska opisała ten typ "rzadkiej małpy", niestety, wcale nie takiej rzadkiej. Ludzie potrafią, niestety, być mistrzami w dopiekaniu sobie słowem, niezależnie od płci. Z tej akurat umiejętności moglibyśmy nie korzystać.
O Finlndii, jak dla mnie, stanowczo za mało. Tylko trochę o wyspie Muminków, kilka fińskich słów i ciut o potrawach. No i że ciemno i zimno. Mimo tego poważnego BRAKU ;) "Zwyczajnego faceta" szczerze polecam, książka potrzebna.
Małgorzata Kalicińska
"Zwyczajny facet"
rok wydania: 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz