Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

piątek, 16 stycznia 2015

"La Fea más bella" (serial, Meksyk 2006-2007)


Leticia Padilla Solís jest osobą mądrą, inteligentną, starannie wykształconą, ale brzydką. Nosi okulary, aparat na zęby, lata jej powieka i opada kącik ust, ma brzydką cerę i w ogóle jest jakaś nieforemna, na pierwszy rzut oka Fiona ze Shreka skrzyżowana z Barbamamą. Pomimo bardzo wysokich kwalifikacji stara się o pracę sekretarki. Zahukana, wyizolowana, totalnie bez wiary w siebie. Dostaje angaż ze względu na kompetencje, ale jej biurko stoi w małej kanciapce w kącie biura. Szefem i prezesem firmy jest Fernando Mendiola, piękny, młody i bogaty, do tego wykształcony i bystry. Lety bez reszty zakochuje się w swoim przełożonym (tan divino...). Fernando, wykorzystuje przywiązanie dziewczyny, namówiony przez przyjaciela i powiernika, a równocześnie współpracownika, Omara Carvajala ("soy amigo, hermano y colaborador"). Lety zakłada firmę i bierze kredyt, z którego ma korzystać firma Fernanda. By dziewczyna się nie "odkochała", co mogłoby źle wpłynąć na biznesowy układ oparty na wzajemnym przywiązaniu, Fernando musi Lety okazać wzajemność... Akcja serialu rozkręca się na dobre. Ona kocha i wzdycha, on kombinuje, jak się przemóc i dotknąć, pocałować taką odrażającą paskudę. Wspierany dzielnie i obficie przez druha Omara, patrząc na zdjęcie jakiejś wystrzałowej laski, upijając się, całuje w końcu Leticię. Ale jeden beso nie wystarczy, trzeba iść za ciosem. No i Fernando, pobrecito, idzie. I sam nie widząc, kiedy i jak, zakochuje się w dziewczynie. Ale intryga wychodzi na jaw, następuje nagły zwrot w relacji damsko-męskiej, w biznesie też się komplikuje, na dodatek Lety poznaje innego. I tak się dzieje, na przemian dobrze, źle, lepiej, gorzej, śmieszno, straszno, wspaniale, tragicznie - przez 285 odcinków, na które trafiłam w wersji rozciągniętej na odcinków 300, więc już sama nie wiem, ile ich jest. Typowe dla produkcji tasiemcowych.


Realia innego kraju i kontynentu, odległa kultura, obcy język, a przesłanie swojskie, bo uniwersalne. Nie szata zdobi człowieka. Oglądałam "Brzydulę" w wersji polskiej (taka sobie) i niemieckiej (Verliebt in Berlin - rewelacja!) i mniej więcej wiedziałam, czego się spodziewać. La Fea más bella wciągnęła mnie od początku a potem nawet uzależniła na wiele wieczorów i nocy. Coraz więcej rozumiałam, coraz bardziej działało hipnotyzujące brzmienie języka, którego uczyłam się jakieś 20 lat temu, mniej więcej przez rok czy dwa. Ciekawa byłam rozwiązań wątków, których jest w serialu sporo. W firmie pracują sekretarki i asystentki zjednoczone w nieformalną grupę "brzydkich". Jest Marcia Villarroel, oficjalna narzeczona prezesa, jest jej brat Ariel, niezbyt pozytywna postać. Są jeszcze Saimon, Celso ochroniarz z psem, López, dzieciaki sekretarek, oryginalny gej Luigi Lombardi, i niesamowita Alicia Ferreira. W filmie pojawiają się postaci rodziców Leticii, jej przyjaciela Tomasa, rodziców Fernanda, jest sympatyczna Carolina del Angel i rozwydrzona i głupawa Ana Leticia. No i oczywiście jest Aldo Domenzaín, ten drugi. I dziwny człowiek Jorge. W serialu występują postaci sławnych gwiazd meksykańskich i nie tylko, grających siebie lub kogoś podobnego do siebie. Najbardziej zapamiętałam śpiewającego przyzwoitą piosenkę Tiziano Ferro, który akurat jest Włochem, ale śpiewa również po hiszpańsku. Z serialu zapamiętam wiele momentów, starałam się oglądać tak, jak oglądam filmy. Podobał mi się fragment wesela, kiedy grali panu młodemu marsz żałobny. Podobały mi się chwile "wpadek", kiedy aktorzy nie wytrzymywali ze śmiechu i opadała na kilka sekund aktorska maska, świetnie, że je zostawiono! Mniej cierpliwie odniosłam się do drugiej kamery wjeżdżającej w kadr kilkakrotnie, podczas sceny a Acapulco na plaży (Lety i Jorge). Podobał mi się "taniec" Omara przed Fernandem. Uśmiałam się z portretu Einsteina, który Tomás  powiesił sobie nad biurkiem (dla inspiracji). Spłakałam się straszliwie podczas wyjaśnienia wątku rozmów przez komórkę Alicii z ojcem (ostatnio aż tak ryczałam chyba na Kolorze purpury). Z powtórkami oglądałam występ zespołu "tylko dla pań" ;) Zabójczego ruchu tanecznego Leticii pozazdrościłby pewnie sam Ian Curtis. A Louis de Funès z całą pewnością śmiałby się do łez z niektórych scenek odgrywanych przez Don Fernanda. Podobały mi się przezwiska: Oxigenada ("soy rubia natural"), Ornitorrinco, Gargolita, GargoLety i inne, których pisowni nie znam, więc pozostaną w notesiku. Łapię, kto to Pituka i Petaka (imiona dwu meksykańskich dziewczynek, coś w rodzaju O dwóch takich, co ukradli księżyc), kumam noventa-sesenta-noventa (wymiary 90-60-90), czaję chin-chan-pu (kamień-nożyce-papier). Zachwyciłam się aktorem grającym Fernanda (Jaime Camil, syn Brazylijki i Egipcjanina, cudo!). Doceniłam grę aktorską odtwórczyni roli Lety, to było nadzwyczaj karkołomne zadanie. Jeśli macie specyficzne poczucie humoru i nie przeraża Was ilość odcinków i brak polskiego tłumaczenia, to polecam, oglądajcie :)

--------------------------
tan divino - taki boski
beso - pocałunek
pobrecito - biedaczek
ornitorrinco - dziobak
gargola - gargulec 
--------------------------

Przy okazji zapytam, może ktoś wie, co znaczy becho abacho y apapacho gacho (wym. beczo abaczo i apapaczo gaczo)?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz