Szczęście na osiem łap i dwa ogony nawiedziło mnie nagle i niespodziewanie. Pieski znane i lubiane, oba ze schroniska ale już grzeczne, ułożone i wychowane. Ale jednak zwierzęta, podlegają instynktom, biorą je od natury w ciemno. Człowiek instynkty systematycznie wypiera, udaje, że ich nie ma, że zanikły, a nieprawda. I jest rozdźwięk między psem a człowiekiem w podporządkowaniu instynktom. Pies półsłomiana półsierotka tęskni za swoimi, i za tymi na długim wyjeździe, i za tymi, którzy w pracy do wieczora. Pies tęskniący wyje, jęczy, lamentuje, cierpi, nie rozumie, czuje się porzucony, zdezorientowany. Bryś malutki popłakuje przez godzinę regularnie, przez drugą z przerwami. Sunia trochę bardziej zaprawiona w bojach, cierpliwsza, rozumiejąca, ale do chórku z solidarności swoje dokłada. Ćwiczę cnotę cierpliwości. Wchodzę do łazienki, kiedy znikam za drzwiami koncert na dwa psie głosy w pełnej krasie, ile sił w płucach. Wychodzę z łazienki - idealny spokój. Dzwoni telefon - koncert. Pieski mnie znają i lubią, z wzajemnością, ucieszyłam się w sumie, że oprócz moli i pająków coś żywego i nie człowiek obwącha moje cztery kąty. Karetka na sygnale - o litości, zmiłowania, jak śmiała tak drażnić psie uszy. Moje uszy podrażnione w dwójnasób, kontynuuję ćwiczenie cnoty cierpliwości. Spacer. Nawiązuję konwersację z mniej więcej co drugim mijanym człowiekiem, mimowolnie, pieski zahaczają ludzi, ludzie oglądają i chwalą jakie ładne, emerytki, staruszkowie, robotnicy, ochroniarze, menele, ludzie z pieskami. Nagle smycz wyrywa mi rękę z barku, Sunia gna za kotem, jest w stanie udusić się na własnej obroży, byleby futrzanego gnojka dopaść. Sunia wdrapuje się na pochyłe drzewo, za kotem. Włazi na drucianą siatkę wszystkimi czterema łapami, Spider-Menka się znalazła, za kotem, nie wierzę w to co widzę. Szczeka tak, że sąsiedzi mnie wygnają z dzielnicy, pójdę do więzienia za przekroczenie norm decybeli. Przydałby się zastrzyk na uspokojenie, nie wiem komu bardziej, Suni czy mnie. Wracamy. Domek, łóżko zabezpieczone kocykiem, już calutkie w psiej sierści.
Bryś uwielbia przesiadywać na kolankach. I jak tu czytać, kiedy miejsce na książkę zajęte? Każde moje poruszenie wywołuje WIELKIE ZAMIESZANIE. Pieski na baczność, bo po cóż miałabym wstawać i coś robić, na pewno chodzi o michę, psie żarełko, ewentualnie o kolejne wyjście w poszukiwaniu kotów. Bryś malutki, cały czas przy nodze. Nie sposób nie szturchnąć. Poruszam się krokiem księżycowym. Kiedy zatrzymuję się na dłużej w kuchni, kładzie się na moich stopach. Wytrzymuję tak trzy dni, już nawet bez awantury mogę do łazienki. Ćwiczenie cnót nie pomaga i psi jazgot cyklicznie odtwarzany z byle powodu (domofon, sąsiad, hałas z ulicy) prześwidrowuje się do mózgu. Dosyć, aktywuje się instynkt przetrwania, ja albo one. Kiedy właściciele odbierają pieski wieczorem, klepię dziękczynne paciorki. Jaka cisza, jaki świat piękny, ja uszczęśliwiona, głowa leciutka.
zdjęcia: xbw
Cudowności! Aż zazdroszczę :) Mnie tam psinkowe instynkta, nawyki, wycie, piski, przesypianie na moim łóżku, etc.... ani trochę nie przeszkadzają. Pies w domu to dar i największy na świecie skarb, nawet gdy obślini ulubione ciuchy, zrobi dziurę w pokrowcu, zeżre jakiś ważny dokument.... I tak koffam ^ ^ Psinki Rulez!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Moje własne pewnie też bym uwielbiała, te zaprzyjaźnione bardzo lubię, ale dokumentów na pożarcie nie dam!
UsuńPozdrawiam, gdziekolwiek jesteś :)