Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

piątek, 19 października 2012

zabiegany dzień


Poskutkowało, mam już "najnowszego" Mankella. "Nim nadejdzie mróz" to lektura na weekend i początek nadchodzącego tygodnia. Mówisz i masz, proście, a będzie wam dane :)


A dzisiejszy dzień zabiegany, że nawet nie dało rady dokończyć ostatnio czytanej bardzo dobrej książki. Spędziłam dość sporo czasu w szpitalu, jako odwiedzająca. To niesprzyjające miejsce do czytania, nabyłam więc "Rozrywkę" dwutygodnik i jakoś tak czas oczekiwania (bo "proces leczenia" to w naszych realiach to głównie oczekiwanie) biegusiem leciał między jedną krzyżówką a drugą. Wczoraj zagospodarowano sobie pewną rzecz czasowo należącą do mnie i część bieganiny to była próba ustalenia, kto zakosił i czy może uda się odzyskać. Kiedy tak rzeczy się dzieją i dzieją wokół nas, to zachodzi przedziwne zjawisko przyciągania jeszcze większego "dziania się wszelkiego" w naszym otoczeniu. Kiedy tak pędziłam dziś przez dzień, nagle pisze do mnie maila koleżanka, która pół roku nie pisała, esemesuje kolega, który pół roku nie sms-ował, wbiegam do biblioteki na styk, tuż przed zamknięciem, bo miałam telefon z Grecji (!), jeszcze nie zdążyłam odłożyć domowego, dzwoni komórka, mimo wszystko zdążam, i płoszę spomiędzy regałów bibliotekarza i bibliotekarkę i już wiem po co im ten bardzo głośny dzwoneczek przy drzwiach wejściowych. Wybiegając z książką pod pachą, bo już na mnie czekają, odbieram krótki telefon i kiedy rozłączam rozmowę już ktoś mnie pyta w którą stronę do Placu Trzech Krzyży. Znacie to? Całymi dniami spokój, nikt nie pamięta o naszym istnieniu, nikt nas nie zauważa, za co w sumie jesteśmy wdzięczni :), a tu nagle młyn, ni z tego, ni z owego.

Trochę się zdziwiłam, kiedy w pewnym momencie dnia podszedł do mnie mężczyzna i zapytał o coś, zamieniliśmy parę zdań, po czym usiadł na krzesełku obok. Wiedziałam, że go bardzo dobrze znam, widuję go w telewizorku. W głowie jaśniało i jaśniało i zaskoczyłam w końcu, to były piłkarz reprezentacji Polski. Dzianie się przyciąga dzianie, do coraz intensywniej kibicującej Beaty podchodzą piłkarze z górnej półki :)

Zremisowaliśmy z Anglią! A dziś rozpoczęła się 8 kolejka Ekstraklasy, Górnik-Zabrze ograł Koronę-Kielce. Chyba zacznę chodzić na mecze stadionowe.

2 komentarze:

  1. aro 51
    Beatko, ten blog jest jak poczytna, emocjonująca, pasjonująca, zabawna powieść "Dziennik Bridget Jones" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aro, jesteś bezkrytycznym krytykiem mojej pisaninki ;)
      Ale Brigdet chyba nie kibicowała? A szkoda, w kolebce piłki nożnej mogłaby.

      Usuń