Na dobry początek i rozruch po dwumiesięcznej ponad przerwie - książka akurat. "Pokuta" (Det som ska sonas). Szwedzki autor Olle Lönnaeus. Nie powaliła na kolana, nie zachwyciła, a wciągnęła leciutko, ale na tyle, by nie porzucić. Porównanie do Stiega Larssona to nieporozumienie. Książka jest przeciętna, autor też. Budzi sympatię ale letnią. Nie jest to kryminał prosty jak budowa cepa, ale też nie jest jakąś perełką architektoniczną. Natknęłam się w bibliotece i zabrałam z ciekawości, nie żałuję ale też i za specjalnie nie polecam. Syn Polki, wychowywany przez szwedzkie małżeństwo na południu Szwecji w Tomelilla, wraca do miasteczka po 30 latach na prośbę policji. Przybranych rodziców ktoś zamordował, został spadek do podziału między przysposobionego i rodzonego syna. Przy okazji Konrad, bo tak na imię głównemu bohaterowi, postanawia dowiedzieć się, co się stało z jego biologiczną matką. I spotyka się po latach z przyjacielem z dzieciństwa. Jakoś takie to wszystko płytkie, w sumie materiał na jakieś opowiadanie, ale po co aż rozciągać taki drobiażdżek w powieść? Niby zahaczony został temat Szwedów stojących w czasie II wojny światowej po niewłaściwej stronie, ale to już Mankell w "Powrocie nauczyciela tańca" zrobił jak trzeba, a tu tylko jakaś próba nieudolna. W ogóle czytając Lönnaeusa tęskniłam do Mankella i do Larssona, wzorów niedoścignionych, póki co.
Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz