Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

poniedziałek, 31 marca 2014

"Byron"


Zajrzałam na chwilę w początek XIX wieku i mnie wessało. Mam nadzieję, że wkrótce puści, a w każdym razie, nie zawłaszczy.

Jonny Lee Miller we "Frankensteinie" zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, że nawet próbowałam oglądać "Elementary". Kilka podejść utknęło na dobrnięciu w kilku ratach do połowy jednego z odcinków, sorry. No to przystąpiłam do "Byrona" i, zadowolona, polecam. Film, o ile czytaliście moje ostatnie trzy filmowe wpisy, mniej więcej w tym samym ogólnym klimacie. Scenarzystą Nick Dear, ten od scenicznego "Frankensteina".

Akcja zaczyna się migawką z Grecji z 1811 roku, kiedy dwudziestotrzyletniemu Byronowi kończą się pieniądze, przenosi się do Londynu. Tam wdaje się w różne miłosne historie, prowadzi życie burzliwe, intrygujące, dla londyńskich kobiet pociągające i fascynujące. Mimo, że utyka, że jego opinia nie jest kryształowa, nie brakuje panien pragnących upolować Byrona dla siebie. Poeta romantyczny próbuje swoich sił w polityce, jednak nieopatrznie zakochuje się z swojej przyrodniej siostrze (half-sister), Auguście. Ta jest zamężna, ma już gromadkę dzieci, namawia Byrona, by dla pozoru ożenił się. Wybór padł na Annabellę Milbanke. Z obu związków rodzą się dzieci, żona w końcu orientuje się, że jej romantyczne oczekiwania co do roli żony Byrona nie mają szans na spełnienie i odchodzi. Sprawa nadzwyczaj złego prowadzenia się Byrona (według oficjalnie przestrzeganych zasad) wychodzi na jaw. Poeta zmuszony zostaje do opuszczenia Anglii. Udaje się między innymi do Wenecji. Tam odwiedza go Shelley. Byron mieszka z córeczką poczętą wskutek krótkiego romansu z Claire Clairmont, Allegrą. Czyni przygotowania do wyjazdu do Grecji. Allegra umiera. Topi się Shelley. Tęskniący coraz bardziej za ojczyzną i za Augustą Byron wyjeżdża do ogarniętej walkami Grecji. Biorąc czynny udział w działaniach wojennych zapada na zdrowiu i ostatecznie umiera w wieku 36 lat. Do Anglii powraca jedynie stale przy Byronie obecny sługa Fletcher.

Film nie opowiada o Byronie poecie, a o Byronie człowieku, osamotnionym w swoim ponadprzeciętnym odczuwaniu i pojmowaniu świata, nierozumianym i potępianym przez współczesnych. Pokazany jest głownie jako znudzony (oprócz zakazanej relacji z Augustą) kochanek, ekscentryk i cynik. Ciekawa rola Jonny'ego Lee Millera. Warte zauważenia role pań grających jego "kobiety": Caroline - żywiołowa a nawet histeryczna (Camilla Power), Annabellę - ciepła "mamuśka" (Julie Cox), Augustę - panienka z dobrego domu (Natasha Little).

We wszystkich czterech ostatnio obejrzanych i opisanych tu filmach "z epoki" moją uwagę przyciągały ŚWIECZNIKI.


Byron
Wielka Brytania 2003
Reżyseria: Julian Farino
Scenariusz: Nick Dear

"Frankenstein" z Londynu




Przeczytałam "Frankensteina", obejrzałam trzy filmy o prawdopodobnych okolicznościach jego powstania "Gothic", "Remando al viento" i "Haunted summer". Do tego przyśnił mi się Benek, co uznałam za wezwanie do obejrzenia spektaklu zarejestrowanego na deskach Royal National Theatre. Uległam :)

Gwiazdy.
Jonny Lee Miller, właściwe imię Jonathan, nazwisko Lee po matce, nazwisko Miller po ojcu. Były mąż Angeliny Jolie. Pamiętam go z Hakerów i Trainspotting (ten blondynek).
Benedict Cumberbatch, no comments.
Danny Boyle, reżyser między innymi Płytkiego grobu, Trainspotting.

Obaj odtwórcy głównych ról grają także Sherlocka Holmesa. Czy to był klucz wyboru właśnie ich do obsady sztuki? Jonny Lee Miller to Sherlock z "Elementary", Benedict to Sherlock z "Sherlocka". W co drugim spektaklu aktorzy zamieniali się rolami grając raz Frankensteina, a raz Monstrum.

Scenariusz spektaklu napisał Nick Dear. Z założenia miał bazować na książkowym oryginale. Akcja scenicznego "Frankensteina" zaczyna się w momencie stworzenia: za woalu wyłania się człekopodobna naga dorosła Istota, oszpecona i odpychająca. Benedykt jako Wiktor zwiewa na jej widok, przerażony, zostawiając pole do popisu dla Lee Millera. A ten odgrywa rolę Monstrum po mistrzowsku. Zwłaszcza pierwsze "dziecięce" doświadczenia i radości, kontakt z roślinnością, deszczem, pierwszy śpiew ptaków (zachwycający moment, śpiew chóru, ptasi świergot i radosna muzyka). Do Potwora z czasem dociera okrutna prawda, że został porzucony, odepchnięty, samotny na zawsze. Podglądając życie pewnej kochającej się rodziny uczy się, na czym polegają stosunki międzyludzkie, pojmuje mowę, poznaje litery i czyta "Raj utracony" Miltona. Pragnie bliskości. Wchodzi w sympatyczną relację z niewidomym staruszkiem z chaty, a kiedy próbuje rozszerzyć znajomość na osoby widzące, zostaje odrzucony. W akcie zemsty (revenge) podpala chatę. W oryginale jest ona pusta, w spektaklu jej mieszkańcy giną w pożarze. Nick Dear dodał kilka momentów komediowych, których w pierwowzorze ani na jotę. Jednym z nich jest odpowiedź Potwora na pytanie Wiktora: - Czytałeś "Raj utracony"?! - Podobał mi się!

W spektaklu londyńskim to Potwór był bardziej ludzki i mniej potworny niż jego stwórca. Wiktor Frankenstein był w stosunku do swojego dzieła zimny i zdystansowany, momentami okrutny, co Benedict odegrał znakomicie (It Speaks!). Monstrum ma wytłumaczenie swojego postępowania. Samotność. I wielką, można by powiedzieć MONSTRUALNĄ, niepowstrzymaną potrzebę miłości i bliskości.

Potwór nie ma nikogo, niczego. Widzi nagle zwykłą rodzinę posiadającą dach nad głową, kominek, ogień, ciepłą strawę, ogród warzywny, wreszcie miłość wzajemną, uśmiechy, życzliwe słowa, muzykę i śpiew. Widzi, że rodzina jest razem, blisko, w kontakcie także dosłownie bezpośrednim. Taka zwykłość, taka normalność - ale nie dla Kreatury. Na dodatek oni tacy piękni, a on w najwyższym stopniu odrażający.

Sztuka przejmująca, Monstrum - wzruszające, całość zachwycająca. Wspaniała oprawa spektaklu, scenografia, efekty, oświetlenie, obrotowa scena. Chcę więcej takich akcji, z nagrywaniem TAM live i odtwarzaniem u nas w kinach. Bo na wypady do teatru do Londynu, póki co, nie mam co liczyć. Oj, zawyżyli chłopaki, zawyżyli, i co ja teraz, biedna, pocznę ;)

Zniknęłam. Żeby wrócić musiałam posłuchać Modern Talking. Grawitacja zadziałała, na szczęście.
"Atlantis is calling, S.O.S. for love"

FRAGMENTY 1
FRAGMENTY 1.
FRAGMENTY 2

Mary Shelley - "Frankenstein"



"W jak dziwny sposób jest ulepiona nasza dusza i jak słabymi nićmi
powiązane jest nasze życie z pomyślnością czy ruiną!"


Mój "Frankenstein" przeleżał wiele lat, ciągle pod ręką, z nieustającym zamiarem przeczytania, wkrótce. Natenczas chwila nadeszła.

Mary Wollstonecraft Godwin miała niespełna dziewiętnaście lat, kiedy zaczęła pisać swoje najbardziej znane dzieło i niecałe dwadzieścia, kiedy skończyła. Pierwotnym impulsem mogła być utrata pierwszego, przedwcześnie urodzonego dziecka, którą to stratę bardzo ciężko przeżyła. W czerwcu 1816 roku, kiedy nie było lata, Mary wraz z przyszłym mężem Percym Shelleyem spotkała się w Szwajcarii nad Jeziorem Genewskim z Lordem Byronem. Tam zrodził się w jej umyśle Potwór.

TREŚĆ. Książka zaczyna się listami podróżującego statkiem na biegun północny Roberta Waltona. W adresowanej do siostry korespondencji opisuje natknięcie się na zamarzniętym lodowym oceanie na wyczerpanego pieszego wędrowca Wiktora Frankensteina. Kolejne rozdziały książki to historia odratowanego, spisywana przez pilnie słuchającego Waltona. Wiktor Frankenstein opisuje swoje wspaniałe, szczęśliwe dzieciństwo, kochającą rodzinę, najlepszego przyjaciela. Sielskie życie kończy się, gdy Wiktor wyjeżdża z rodzinnej Genewy na studia przyrodnicze do Ingolstadt. Badania naukowe idą mu tak dobrze, że wpada na pomysł tchnięcia życia w materię nieożywioną. Postanawia stworzyć Istotę. Konstruuje olbrzymie człekokształtne ciało. Następuje niezbyt przyjemny, na szczęście krótki fragment powieści opisujący pozyskiwania "materiałów". Moment tchnięcia iskry życia nie został opisany. W momencie dokonania dzieła, cała naukowa pasja opuszcza Frankensteina, uświadamia sobie, na jak straszny i nieodwracalny czyn się porwał. Ale jest już za późno, Monstrum żyje. Stworzyciel nie stanął na wysokości zadania, dał nogę, początkowo dosłownie, a w kilka godzin później uciekł w wielomiesięczną chorobę nerwową, pozostawiając swoje dzieło na pastwę losu. Wiedziony, jak to sam określa, nieuniknionym przeznaczeniem, Wiktor po wielu latach nieobecności powraca w rodzinne strony, gdzie w końcu dochodzi do rozmowy w cztery oczy pomiędzy Stworem i jego Stwórcą. Teraz z kolei Potwór opowiada Wiktorowi swoje dzieje od momentu porzucenia. Po początkowej dezorientacji wędrował po świecie, uczył się postrzegać, rozumieć, w końcu mówić i czytać. Odrzucony przez wszelkie społeczności i jednostki ludzkie dojmująco odczuwał samotność i brak jakiejkolwiek bliskości. Czyta "Raj utracony" Miltona. Szarpią nim sprzeczne skrajne emocje. Nie wie, że to fikcja literacka, przyjmuje dzieło Miltona jako fakty. Zauważa analogię między sobą a Adamem i czuje ogromny żal do Frankensteina za opuszczenie i brak opieki. Opisuje, jak narodziło się w nim pragnienie zemsty i jak je wprowadził w czyn odbierając Wiktorowi jego bliskich. Prosi Frankensteina o "stworzenie" towarzyszki, z którą mógłby dzielić swoje życie. Ten, zaszokowany prośbą, ogarnięty zgrozą, miota się z podjęciem decyzji, w końcu wyraża zgodę. Jeszcze raz, tym razem bez pasji i zaangażowania, wbrew całemu sobie, "montuje" kobietę. Zjawia się Potwór, by odebrać obiecaną mu towarzyszkę. Wiktor uświadamia sobie, że nie może powtórzyć największego błędu swojego życia i na oczach Monstrum niszczy stworzoną Kobietę-Potwora. W odwecie Stwór kontynuuje mściwe odbieranie Wiktorowi członków jego ukochanej rodziny i najbliższych. W noc poślubną Frankensteina zjawia się w jego sypialni. Zdruzgotany stratą niemal wszystkich bliskich mu osób Wiktor poprzysięga, że będzie ścigał swojego prześladowcę aż do skutku. Takim to sposobem, podążając za Stworem, znajduje się aż pod biegunem na dalekiej północy. Finał, opisany ramowo w listach Waltona do siostry, jest po wielokroć ponury.

"Frankenstein" oprócz rozważań naukowych, moralnych, filozoficznych i po trosze religijnych, zawiera przepiękne opisy przyrody, zwłaszcza ujmujący jest kilkudniowy spływ Renem. Najmocniejszym głosem wykrzyczana jest potrzeba bliskości i miłości, największą pretensją - jest bycie samotnym. Wspaniale we "Frankensteinie" zostało opisane piękno świata i radość, jaką powinno ono w każdej istocie wywoływać. Pokazany został mechanizm powstawania i napędzania zemsty. A najbardziej aktualne są pytania o granice eksperymentów. Czy mamy prawo do dokonywania w nauce wszystkiego, co jako ludzkość już potrafimy, i jeśli już, to na jaką skalę. I z jakim skutkiem ostatecznym.

Potwór/Monstrum to istota stworzona przez doktora Wiktora Frankensteina. Frankenstein nie jest imieniem potwora a jedynie nazwiskiem jego twórcy.

Na okładce mojego wydania jest notka, pod którą całkowicie się podpisuję: "Frankenstein doczekał się wielu przeróbek i adaptacji filmowych, których większość zniekształcała lub spłycała pierwowzór. Warto więc sięgnąć do książki Mary Shelley, która mimo upływu lat nadal jest inspirująca, ciekawa i zaskakująco aktualna".

Mary Shelley 
"Frankenstein" 
(Frankenstein: or, The Modern Prometheus) 
rok wydania: 1818


piątek, 28 marca 2014

"Haunted Summer"



Kolejna i już chyba ostatnia, filmowa wizja wydarzeń, które miały miejsce w czerwcu 1816 roku nad Jeziorem Genewskim w posiadłości Byrona. Reżyser, Ivan Passer, Czech z pochodzenia, współpracował z Milosem Formanem, więc pomyślałam, że choć film amerykański, to może będzie wystarczająco europejski. Był. Lord B, Shelleyowie (Mary praktycznie Shelley, formalnie jeszcze nie), Polidori (nazywany przez Byrona Polly Dolly) i Claire (męczyłam się z jej postacią, zatwardziale trwam w nieprzekonaniu do Laury Dern) spotykają się towarzysko. Byron prezentuje gościom "The Nightmare", obraz Füssliego. Panowie i Mary (Claire jest w stanie błogosławionym) eksperymentują z substancjami wpływającymi na świadomość. Inkub (incubus) z obrazu prześladuje Mary. W jej śnie przybiera postać ogromnego człowieka ze zdeformowana twarzą. Rozmowy toczące się dniami i nocami, urozmaicane są kolejnymi próbami samobójczymi Polidoriego. Mary, karmiąc się atmosferą panującą u Byrona, zaczyna pisać "Frankensteina".

Zastanawia mnie czy istniał wpływ defektu fizycznego kulejącego Byrona (problem ze ścięgnem Achillesa, deformacja stopy) na silnie obecny we "Frankensteinie" motyw postrzegania atrakcyjności człowieka poprzez jego wygląd.

"Haunted Summer", z obejrzanych trzech ("Remando al viento", "Gothic") jest najbardziej grzeczny, soft. W końcu opisuje spotkanie trzech wielkich umysłów, silnie na siebie wpływających. Nazwiska Byron i Shelley, po dwustu latach, nadal są wielkie i znane na całym świecie. I nie trzeba faktu tego spotkania trójki intelektualistów odskrobywać spod warstwy brudów, jak w przypadku poprzednich dwóch filmów. Ten najbardziej z trzech pasujący do naszego stereotypowego wyobrażenia romantyzmu, liryzmu. Jest w nim poezja, delikatność, ulotność. Ale są też nadzwyczaj silne, nie zawsze tłumione emocje.

W filmie można zobaczyć obrazy Turnera, posłuchać Hydna. Zdjęcia kręcono nad jeziorem Como. Ciekawa rola Philipa Anglima grającego Byrona. 

"Haunted Summer"
(Nawiedzone lato)
USA 1988
Reżyseria: Ivan Passer

czwartek, 27 marca 2014

"Gothic" - Ken Russell


Okoliczności powstania pomysłu na napisanie "Frankensteina" według Kena Russella. Lat temu kilkanaście "Gotyk" wywierał na mnie piorunujące wrażenie, teraz już mi przeszło, ale całkiem obojętna nie pozostałam. Nie jestem już tak podatna na szokowanie jak kiedyś, a Russell w swoich filmach, można by powiedzieć, testuje wytrzymałość widza na wstrząsy. Ale dobre momenty są, doskonałe także. Po seansie przypomnieniowym wystudziłam trochę wrażenia sprzed lat, ale ich całkiem nie ochłodziłam.

Znany schemat: Shelleyowie (Mary nie dosłownie Shelley, jeszcze), willa Byrona nad Jeziorem Genewskim, doktor Polidori, Claire, zimne lato 1816, czerwiec. Atmosfera grozy, zamek, burza, ulewa, pioruny, błyskawice, używki i opowieści niesamowite. Byron trzyma w domu sporo zwierząt wszelkiej maści, ma też kolekcję mechanicznych lalek naturalnej wielkości. Po drugiej stronie jeziora wycieczki (głównie panie z dobrych domów) oglądają przez lunetę posiadłość zajmowaną przez Byrona skandalistę.

Pogranicze kiczu, ale stanowczo i zdecydowanie nie kicz, bardziej wymieszanie teatru z odrobiną filmu klasy B. Ciągłe rozmowy o duchach i stworach nie z tej ziemi, scenografia teatralna i trochę jak z horroru. Nie należy zapominać, że to 1986 rok. Brak poszanowania dla świętości jakichkolwiek, brak tematów tabu. Kilka scen odrażających, ale strachu raczej niewiele, teraz to już nie ze mną takie numery ;)

Wyobraźnia bohaterów podlewana używkami powołuje do życia w świecie rzeczywistym jakąś fizyczną postać. Być może to stwór z "The Nightmare" Johanna Heinricha Füssliego. Częstym rekwizytem w filmie jest ludzka czaszka. Wymyślony stwór dokucza wszystkim, bohaterowie postanawiają więc, za pomocą myśli i wyobraźni, cofnąć jego wykreowanie. Jednak stworzenie karmi się ludzkimi lękami, więc czy można na stałe pozbyć się go z umysłu?

Największe natężenie tworów wyobraźni ma miejsce w "Gotyku" w nocy, w ciemnościach, półcieniach. Rankiem następuje "zmiana dekoracji". Dzień to domena jasności, czystości, świeżości, wszyscy mają jasne stroje, są mili, spokojni, uśmiechają się i jedzą owoce. W słonecznym świetle na zielonym łonie natury bohaterowie czują się bezpiecznie. Ale czy powinni?

Bardziej przerażający niż wymyślona kreatura, jest dla mnie stosunek do kobiet reprezentowany w filmie przez obu wielkich poetów. Tyle piękna, liryzmu, romantyzmu w ich utworach, a w praktyce kobieta puch marny, na pograniczu zwierzęcia i przedmiotu, użytecznego, ale drugorzędnego. W najlepszym wypadku pełni funkcję ulubionego zwierzątka domowego.

Zadziwia mnie trochę fakt, że Shelley był wegetarianinem i orędownikiem praw zwierząt.


Gotyk 
(Gothic) 
Wielka Brytania 1986
Reżyseria: Ken Russell

środa, 26 marca 2014

"Remando al viento"




"I had a dream, which was not at all a dream.
The bright sun was extinguished, and the stars
Did wander darkling in the eternal space,
Rayless, and pathless, and the icy earth
Swung blind and blackening in the moonless air;
Morn came and went - and came, and brought no day"

"Miałem dziwny sen, może i nie całkiem senny?
Zdało mi się, że nagle zagasnął blask dzienny,
A gwiazdy, w nieskończoność biorąc lot niezwykły,
Zbłąkawszy się, olsnąwszy, uciekły i znikły
Bez nadziei powrotu. Ziemia lodowata
Wisiała ślepa pośród zaćmionego świata.
Ranki weszły, minęły, ale dnia nie było"

początek wiersza Byrona 
"Ciemność" (Darkness)
w tłumaczeniu Adama Mickiewicza


Zaniosło mnie kiedyś, blisko dwadzieścia lat temu, do Instytutu Cervantesa  na pokaz filmów Gonzalo Suareza. Jednym z nich był
Remando al viento (Wiosłując z wiatrem). Teraz zrobiłam sobie przypomnieniową powtórkę.


Wyjątkowo chłodne lato 1816 roku nad Jeziorem Genewskim. U Byrona spotykają się: Mary wkrótce Shelley, jej przyszły mąż Percy Shelley oraz lekarz i sekretarz Byrona, John Polidori. Są pełni pasji, poszukują nowych wrażeń. Byron rzuca pomysł - każde z nich napisze opowiadanie z dreszczykiem. Młodziutka Mary wymyśla zarysy postaci Monstrum. Zaczyna się pasmo dziwnych wydarzeń. Ginie pies Byrona, potem Polidori (faktycznie zszedł był, tyle, że kilka lat później) a Mary widuje swojego wymyślonego Potwora. Po kilku miesiącach obecna na imprezce przyrodnia siostra Mary, Claire Clairmont, niezaangażowana w twórczość a jedynie usiłująca zdobyć Byrona, rodzi córeczkę Allegrę. Mary ma synka Williama. Claire odwiedza z małą Byrona w jego pałacu z żyrafą. Wymyślony przez Marry Potwór krąży koło Williama, w końcu go zabiera, Shelleyowie tracą syna. Percy Shelley także usiłuje odejść z tego świata, z dość dużą łatwością i częstotliwością przystawia sobie broń do skroni. Shelleyowie poznają Williamsów. Edward Williams staje się bliskim przyjacielem Shelleya, jego żona chyba też. Umiera Allegra, topi się Shelley. Kilka tygodni później jego ciało zostaje spalone na plaży. Mary bezustannie każdą śmierć bliskiej osoby przypisuje sobie, a właściwie wykreowanemu przez nią Monstrum. Granice jej wyobraźni (límites de la imaginación) zdają się nie istnieć.

Filmowe wydarzenia są mniej więcej autentyczne, choć Suarez uległ pokusie lekkiego ponaginania i wyolbrzymienia niektórych faktów. W rzeczywistości w przeciągu kilku lat naprawdę umarło dwoje dzieci Shelleyów, pierwsza żona Shelleya (samobójstwo), Polidori (samobójstwo), Allegra i sam Shelley (utonięcie, wraz z Edwardem Williamsem), a w końcu Byron.



Niechętnie wspomnę, że w roli Byrona występuje Hugh Grant, jakoś ciągle nie mogę się do faceta przekonać. Przy okazji dowiedziałam się, że Byron kulał, miał wrodzony problem ze ścięgnem Achillesa.


Oglądanie filmu w języku hiszpańskim miało swoje pozytywy, jednakowoż bardzo chciałabym obejrzeć jeszcze raz z pełnym zrozumieniem dialogów.
 

Remando al viento
(Wiosłując z wiatrem)
Hiszpania 1988
Reżyseria: Gonzalo Suárez
Scenariusz: Gonzalo Suárez

"Ciemność" - Mickiewicz z Byrona

Miałem dziwny sen, może i nie całkiem senny?
Zdało mi się, że nagle zagasnął blask dzienny,
A gwiazdy, w nieskończoność biorąc lot niezwykły,
Zbłąkawszy się, olsnąwszy, uciekły i znikły
Bez nadziei powrotu. Ziemia lodowata
Wisiała ślepa pośród zaćmionego świata.
Ranki weszły, minęły, ale dnia nie było -
I wszystkie namiętności zatłumiła trwoga.
Serce rodu ludzkiego jedną żądzą biło,
Cały ród ludzki prosił o jedno u Boga:
O światło. - Wszystko płonie: i wspaniałe gmachy
Panów koronowanych, i wieśniacze dachy.
Domy świata całego jako lampy płoną,
Miasta na kształt ogromnych stosów zapalono
I tłum ludzi dokoła pożaru się tłoczy;
Chcą jeszcze raz ostatni zajrzeć sobie w oczy.
O, jak zazdrości godni ci, co się przywlekli
Przed oblicze ognistej Etny albo Hekli!
Jak błogosławią wieczne wulkanów pożogi,
Wszyscy z jednym uczuciem nadziei i trwogi!
Rzucono ogień w puszcze; i doczesnym blaskiem
Puszcze gorą, ciemnieją i walą się z trzaskiem;
Zaryły się w popiele drzew strawione czoła
I zagasły na wieki - znowu noc dokoła.
I twarz ludzi z rozpaczy nie po ludzku błyska,
Odbijając ostatnie promyki ogniska.
Jedni padli i oczy schowawszy, łzy leją,
Drudzy, na chudych łokciach podparłszy się, śmieją.
Ten biega tu i ówdzie, suche żagwie zbiera,
Karmi niknącą iskrę i w niebo poziera -
Nieporuszone widzi czarnych chmur zasłony,
Jak kir nad nieboszczykiem światem rozciągniony -
Znowu pada i bluźni, i w piasku się ryje,
Targa włos, zgrzyta zębem, ręce gryzie, wyje.
Dzikie ptastwo strwożone, skrzydły obwisłemi
Mocując się daremnie, czołga się po ziemi.
Drapieżny zwierz, co w lasach i pustyniach żyje,
Jak swojski ciągnie w miasto. Gadziny i żmije
Pełzną ludziom pod nogi i żądłami syczą,
Nie kaleczą - i głodnym stają się zdobyczą.
Wojna nieco ustała, wybuchnęła znowu.
Głodni żelazem sobie szukali obłowu
I z zakrwawionym kąskiem na stronie usiedli,
I w milczeniu rozpaczy samotni go jedli.
Nie została miłości iskra w ludzkim łonie,
Jedna była na całej ziemi myśl - o zgonie
Niechybnym i niesławnym - ząb głodu pożerał
Wszystkich - i narodami świat cały wymierał.
Nikt nie myślał o kości i o ciał pogrzebie,
Chudy karmił się jedząc chudszego od siebie.
Psy darły swoich panów. Jeden pies zachował
Wierność panu swojemu; żywego pilnował,
Teraz się umarłego wyżywieniem trudzi,
Znosi zdechłe lub słabe bydło, ptastwo, ludzi;
Sam nie dotknął pokarmu; z żałosnymi jęki
Lizał twarz pana swego, głaskał się u ręki,
Co go już nie głaskała - i zdechł. - I nareszcie
Wszyscy ludzie wymarli. - W pewnym ludnym mieście
Zostali dwaj ostatni - dwaj nieprzyjaciele.
Zeszli się przy ołtarzu, gdzie jeszcze w popiele
Dogasało ognisko, i kościelne sprzęty
Święte czekały w stosach na ogień nieświęty.
Jak skielety, chudymi rękami po społu
Grzebiąc, dostali kilka iskierek z popiołu
I pracując piersiami słabymi, ognisko
Wydobyli na chwilę - jak na pośmiewisko.
Zwrócili oczy, gdzie się płomień żywiej pali,
Ujrzeli się, wzdrygnęli, padli i skonali:
Zgrozą widoku swego zabili się społem;
Nie poznali się z twarzy, lecz głód nad ich czołem
Wyrył: n i e p r z y j a c i e l e. Świat cały był stepem,
Z ludnego i pięknego - milczącym i ślepym,
Bez pór roku, bez roślin, bez ludzi, bez czucia,
Trup, chaos powolnego żywiołów zepsucia.
Stoją gładkie rzek, jezior, oceanu tonie
I nic się nie poruszy w ich milczącym łonie.
Okręty bez żeglarzów pośród morza tkwiły,
Maszty ich kawałami padały i gniły,
I tonęły na wieki w spokojnych wód bryle:
Burze usnęły, fale spoczęły w mogile;
Bo nie było księżyca, co by je podźwignął.
Wicher w stęchłym powietrzu uwiązł i zastygnął.
Znikły chmury - to dawne ciemności narzędzie
Stało się niepotrzebnym - ciemność była wszędzie.


Lord Byron napisał "Darkness"
(Ciemność)
 w czerwcu 1816 roku

Sławomir Mrożek - "Tango"


Mrożek umarł. Każdy impuls jest dobry by chwycić miotełkę i odkurzać. Czasy ogólniaka. Najpierw był "Słoń", potem "Woda" i inne. Już nie pamiętam czy "Tango" było lekturą szkolną, czytałam dla przyjemności i dla siebie, nie dla nauczyciela czy szkoły. Teraz wchodzę po raz drugi do tej rzeki, po blisko trzydziestu latach, zazdroszcząc ludziom pamiętającym wszystko co w życiu przeczytali. Jakie to straszne (dla mnie, dla nielicznych, bo na pewno nie dla ogółu) nie mieć własnej biblioteki ze wszystkimi ważnymi dla nas książkami. Dodatkowo to uciążliwe - trzeba mieszkać blisko dobrze zaopatrzonej biblioteki publicznej. Trzeba także posiadać kogoś, najlepiej dobrze umięśnionego, kto na pełnym etacie będzie kursował ze stosami książek w tę i we w tę między miejscem zamieszkania a biblioteką. Więc by zajrzeć do "Tanga" znowu trzeba było włączyć do procesu czytelniczego najbliższą bibliotekę i dostosować się do godzin otwarcia i limitów wypożyczeń. Akrobatyka a nawet ekwilibrystyka.

No więc, umarł. Ale pożył solidnie, swój czas zapełnił gęsto konkretną treścią. Jest z czego korzystać, czerpać, karmić się. Nie odstawiać na półkę, w zakurzone zakamarki pamięci.

Jesteśmy bogatym krajem. Bogatym w dzieła literackie. "Tango" to nie tylko utwór sceniczny, to kopalnia kamieni szlachetnych.

Artur, Stomil, Eleonora, Eugenia, Eugeniusz, Edek i Ala, bohaterowie "Tanga", żyją pod jednym dachem, ale nadużyciem byłoby powiedzenie, że w harmonii. Nadeszły nowe czasy, nowoczesności, wyzwolenia ze starych skostniałych form i konwencji. Ludzkości już nic nie krępuje. Wszystko jest dozwolone, nie ma żadnych zasad. Artur, dorodny młody człowiek lat 25, nie chce funkcjonować w zastanym porządku, w którym nie ma żadnego porządku, gdyż on właśnie pożąda porządku, zasad, ustaleń. Wchodzi w konflikt z rodziną, w końcu postanawia działać. Posądzony zostaje o potrzebę tragedii, o formalizm, o egoizm. Artur z kolei oskarża rodzinę o tchórzostwo, brak skromności, inicjatywy, o zaniechanie działania, o ugrzęźnięcie w niewoli farsy. Zwyczajowe i odwieczne ścieranie się pokoleń. Finał smutny.

Hasła, zwłaszcza te wartościowe, tracą w momencie ich wygłoszenia. Stają się automatycznie śmieszne, puste, głupie, sztuczne, nie na miejscu, odpychające. Hasła powinny być wypowiadane bezgłośnie, wewnętrznie, a realizowane po cichu, wtedy utrzymują głoszone wartości.

Sławomir Mrożek 
"Tango" 
rok wydania: 1964

wtorek, 25 marca 2014

Mrożek - "Miłość na Krymie"


Pierwszy akt - rok 1910, drugi akt - 1928, trzeci akt - współczesność. W każdym ci sami bohaterowie, w tym samym wieku lub postarzeni. Klimat "rosyjskości" unosi się wokół postaci, jakby autorem sztuki był ktoś znający kraj. Ale Mrożek był w Rosji tylko jako turysta w 1956 (później chyba też był ale już po napisaniu Miłości na Krymie). Ale Polakowi w pewnym wieku stosunkowo łatwo załapać "rosyjskiego ducha", zwłaszcza jeśli się podeprze pieśniami, literaturą.

Krym. Bohaterami głównymi są Tatiana, Lily, Sjejkin, Zachedrynski, Wolf, Czelcow, Czelcowa i Zubatyj, do bohaterów przemykających należy na przykład Lenin. Ból egzystencji w akurat tym miejscu i czasie, w takich a nie innych realiach politycznych plus damsko-męskie i męsko-damskie nadzieje przeplatane bezpośrednimi nawiązaniami do Czechowa (wiśniowy sad, trzy siostry Prozorow, wujaszek Wania) tworzą zaskakującą mieszankę, rozśmieszającą i zmuszającą do refleksji na kilku płaszczyznach. Na doczepkę mamy Szekspira w niedosłownym tłumaczeniu autorstwa samego Mrożka, w postaci wyjątków z Hamleta, Otella i Snu nocy letniej.

Rozmowy bohaterów, pozornie o niczym, leniwe, nagle okazują się błyskotliwą szermierką słowną z wysoce filozoficznymi wnioskami. Logika pojawia się i znika, metafizyka znika zanim pojawi się na dobre. A zgroza ogarnia częściej niż nastrój wesołości.

Punktowo pojawiają się wzmianki o różnych momentach historycznych (rewolucja, strzał z Aurory...). W akcie trzecim wspomniany jest generał Wrangel (1878-1928), który postrzegał przyszłą Rosję jako dobrowolną federację narodów i uznawał Polskę i Ukrainę za kraje niepodległe.

Powaliły mnie "barokowe adidasy" z opisu sceny aktu trzeciego. I odpowiedź na pytanie, co jest nieomylnym znakiem w ekonomii, że jest dobrze.

Sztukę akurat pokazywała TV, ale usnęłam już w pierwszym akcie (ze zmęczenia, nie z nudów), przy wersji książkowej za to doskonale się bawiłam, a teatr za kilka dni pojawi się w NINATECE, obejrzę i wysłucham nareszcie tych rosyjskich pieśni (Jamszczik, Pietuch...).


Utwory Mrożka to nie romanse i nie kryminały. Nie powinniśmy czytać Mrożka. Powinniśmy go namiętnie studiować. 

- Pan jest w złym humorze.
- Ja tylko myślę logicznie.
- Ale po co aż tak logicznie!
Sławomir Mrożek
"Miłość na Krymie"
rok wydania: 1993

poniedziałek, 24 marca 2014

kocham się


Czasem miewam trochę dzikie pomysły, przelatują, nierealizowane, ale co się z nich uśmieję, to moje. Dziś wymyśliłam sobie... nie powiem co, ale sprawiło mi tyle radochy, że zakrzyknęłam do siebie: kocham cię, ożenię się z tobą! I zaczęłam się zastanawiać czy jeśli się sklonuję i zmienię płeć, to dostanę pozwoleństwo na mariaż. We Francji można brać ślub z osobą zmarłą, ale z samym sobą? Hm, nie słyszałam. Może musiałabym zmienić w tym celu obywatelstwo?

Jednak pomysł kiepski, nie mogłabym się moją drugą połówką UZUPEŁNIAĆ.