Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

poniedziałek, 31 marca 2014

Mary Shelley - "Frankenstein"



"W jak dziwny sposób jest ulepiona nasza dusza i jak słabymi nićmi
powiązane jest nasze życie z pomyślnością czy ruiną!"


Mój "Frankenstein" przeleżał wiele lat, ciągle pod ręką, z nieustającym zamiarem przeczytania, wkrótce. Natenczas chwila nadeszła.

Mary Wollstonecraft Godwin miała niespełna dziewiętnaście lat, kiedy zaczęła pisać swoje najbardziej znane dzieło i niecałe dwadzieścia, kiedy skończyła. Pierwotnym impulsem mogła być utrata pierwszego, przedwcześnie urodzonego dziecka, którą to stratę bardzo ciężko przeżyła. W czerwcu 1816 roku, kiedy nie było lata, Mary wraz z przyszłym mężem Percym Shelleyem spotkała się w Szwajcarii nad Jeziorem Genewskim z Lordem Byronem. Tam zrodził się w jej umyśle Potwór.

TREŚĆ. Książka zaczyna się listami podróżującego statkiem na biegun północny Roberta Waltona. W adresowanej do siostry korespondencji opisuje natknięcie się na zamarzniętym lodowym oceanie na wyczerpanego pieszego wędrowca Wiktora Frankensteina. Kolejne rozdziały książki to historia odratowanego, spisywana przez pilnie słuchającego Waltona. Wiktor Frankenstein opisuje swoje wspaniałe, szczęśliwe dzieciństwo, kochającą rodzinę, najlepszego przyjaciela. Sielskie życie kończy się, gdy Wiktor wyjeżdża z rodzinnej Genewy na studia przyrodnicze do Ingolstadt. Badania naukowe idą mu tak dobrze, że wpada na pomysł tchnięcia życia w materię nieożywioną. Postanawia stworzyć Istotę. Konstruuje olbrzymie człekokształtne ciało. Następuje niezbyt przyjemny, na szczęście krótki fragment powieści opisujący pozyskiwania "materiałów". Moment tchnięcia iskry życia nie został opisany. W momencie dokonania dzieła, cała naukowa pasja opuszcza Frankensteina, uświadamia sobie, na jak straszny i nieodwracalny czyn się porwał. Ale jest już za późno, Monstrum żyje. Stworzyciel nie stanął na wysokości zadania, dał nogę, początkowo dosłownie, a w kilka godzin później uciekł w wielomiesięczną chorobę nerwową, pozostawiając swoje dzieło na pastwę losu. Wiedziony, jak to sam określa, nieuniknionym przeznaczeniem, Wiktor po wielu latach nieobecności powraca w rodzinne strony, gdzie w końcu dochodzi do rozmowy w cztery oczy pomiędzy Stworem i jego Stwórcą. Teraz z kolei Potwór opowiada Wiktorowi swoje dzieje od momentu porzucenia. Po początkowej dezorientacji wędrował po świecie, uczył się postrzegać, rozumieć, w końcu mówić i czytać. Odrzucony przez wszelkie społeczności i jednostki ludzkie dojmująco odczuwał samotność i brak jakiejkolwiek bliskości. Czyta "Raj utracony" Miltona. Szarpią nim sprzeczne skrajne emocje. Nie wie, że to fikcja literacka, przyjmuje dzieło Miltona jako fakty. Zauważa analogię między sobą a Adamem i czuje ogromny żal do Frankensteina za opuszczenie i brak opieki. Opisuje, jak narodziło się w nim pragnienie zemsty i jak je wprowadził w czyn odbierając Wiktorowi jego bliskich. Prosi Frankensteina o "stworzenie" towarzyszki, z którą mógłby dzielić swoje życie. Ten, zaszokowany prośbą, ogarnięty zgrozą, miota się z podjęciem decyzji, w końcu wyraża zgodę. Jeszcze raz, tym razem bez pasji i zaangażowania, wbrew całemu sobie, "montuje" kobietę. Zjawia się Potwór, by odebrać obiecaną mu towarzyszkę. Wiktor uświadamia sobie, że nie może powtórzyć największego błędu swojego życia i na oczach Monstrum niszczy stworzoną Kobietę-Potwora. W odwecie Stwór kontynuuje mściwe odbieranie Wiktorowi członków jego ukochanej rodziny i najbliższych. W noc poślubną Frankensteina zjawia się w jego sypialni. Zdruzgotany stratą niemal wszystkich bliskich mu osób Wiktor poprzysięga, że będzie ścigał swojego prześladowcę aż do skutku. Takim to sposobem, podążając za Stworem, znajduje się aż pod biegunem na dalekiej północy. Finał, opisany ramowo w listach Waltona do siostry, jest po wielokroć ponury.

"Frankenstein" oprócz rozważań naukowych, moralnych, filozoficznych i po trosze religijnych, zawiera przepiękne opisy przyrody, zwłaszcza ujmujący jest kilkudniowy spływ Renem. Najmocniejszym głosem wykrzyczana jest potrzeba bliskości i miłości, największą pretensją - jest bycie samotnym. Wspaniale we "Frankensteinie" zostało opisane piękno świata i radość, jaką powinno ono w każdej istocie wywoływać. Pokazany został mechanizm powstawania i napędzania zemsty. A najbardziej aktualne są pytania o granice eksperymentów. Czy mamy prawo do dokonywania w nauce wszystkiego, co jako ludzkość już potrafimy, i jeśli już, to na jaką skalę. I z jakim skutkiem ostatecznym.

Potwór/Monstrum to istota stworzona przez doktora Wiktora Frankensteina. Frankenstein nie jest imieniem potwora a jedynie nazwiskiem jego twórcy.

Na okładce mojego wydania jest notka, pod którą całkowicie się podpisuję: "Frankenstein doczekał się wielu przeróbek i adaptacji filmowych, których większość zniekształcała lub spłycała pierwowzór. Warto więc sięgnąć do książki Mary Shelley, która mimo upływu lat nadal jest inspirująca, ciekawa i zaskakująco aktualna".

Mary Shelley 
"Frankenstein" 
(Frankenstein: or, The Modern Prometheus) 
rok wydania: 1818


4 komentarze:

  1. Kolejny już raz zadziwiasz mnie swoimi wpisami...

    "Twój Frankenstein" przypomina bardziej tragedię, aniżeli horror / powieść grozy, do jakiej ludzkość od dawna jest przyzwyczajona, kiedy myśli o tym dziele... Aż zaczynam współczuć: i Potworowi, i Jego Twórcy.

    Nawiasem mówiąc, poprzedni odcinek Sherlocka znakomicie wpisuje się w prezentowane tu ostatnio klimaty... To już 2 raz kiedy Holmes traci zmysły (po raz pierwszy stracił je przy Irence) - zaczynam się o niego martwić... Te eksperymenty genetyczne, królik święcący w ciemności...uzależnienie Holmesa... Bardzo na czasie. A sposób w jaki wykorzystuje koneksje Mycrofta, aby dostać się do tajnej bazy - geniusz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Celcie, "Frankenstein" to niewątpliwie tragedia i odruch współczucia pojawia się podczas czytania wielokrotnie.

      Pieski z Baskerville :) Pierwsza większa kłótnia z Watsonem.
      Dzięki za Twoje wrażenia :)

      Usuń
    2. "Kto się czubi, ten się lubi" :) I jeszcze ten nawracający gag, że oni niby ze sobą tenteges :D

      Ale w pewnym momencie zrobiło mi się Watsona żal - nie dość, że się pokłócił z Sherlockiem to jeszcze został tak perfidnie "wkręcony" przez niego w laboratorium...

      Od wczoraj mam u siebie nową notkę, ale z tego co widzę nie pokazuje Ci tego w ramce tutaj - czasami Blogspot nie aktualizuje znajomych blogów. Zapraszam więc do siebie :)

      Miłego dnia!.

      Usuń
    3. Tenteges :))) No wiesz, jeden z twórców Sherlocka, Mike Gatiss, ma od wielu lat formalnie męża, więc nic dziwnego, że tyle w serialu podtekstów. W każdym razie przyjaźń Holmesa i Watsona jest zachwycająca, z jakiegokolwiek punktu widzenia by na nią nie patrzeć. Mnie Watsona nie żal, "wziął" sobie Sherlocka takiego jakim jest, z dobrodziejstwem inwentarza, więc na dobre i na złe, a tego dobrego tyle, że resztę można wybaczyć/zaakceptować, w końcu nie narażał jego zdrowia ani życia, jedynie emocje.

      Widziałam Twoją notkę, ale jeszcze w całości nie przeczytałam, w każdym razie fajny temat :)

      Usuń