Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

piątek, 29 marca 2013

"Metamorfozy"





Sms od koleżanki, nie melomanki, ale pracuję nad tym, włącz Kulturę, leci na żywo wielkanocny festiwal beethovenowski. Włączam Kulturę, no coś tam leci z Filharmonii Narodowej. Słucham jednym uchem Brahmsa, ale jakoś nie mogę przestać i wrócić do lektury dość głupawej książki, którą czytam przez przypadek i chyba przez pomyłkę. Zaczyna się kolejny utwór, drugi koncert skrzypcowy "Metamorfozy" Krzysztofa Pendereckiego, na skrzypcach młody jeszcze, niezbyt znany Jarosław Nadrzycki. Orkiestra z Lipska, MDR, dyryguje Estończyk Kristjan Järvi, brat słynnego Paavo. Nie lubię skrzypiec, nie słucham muzyki współczesnej, nie przepadam za Pendereckim. Ale od "Metamorfoz" nie mogę się oderwać, młody skrzypek snuje spod smyczka takie piękno, że podążam jak w transie, w obłoku dziwnych dźwięków wydawanych przez instrumenty muzyków ze sceny. Summa summarum - zaczarowali mnie.

Penderecki skomponował "Metamorfozy" w 1995 roku dla Sophie Anne Mutter. Może dlatego tak chętnie wysłuchałam, bo akurat Sophie Anne Mutter bardzo lubię, wyjątek. Wykazuję się dosyć słaba tolerancją jeśli chodzi o skrzypce, stanowczo wolę fortepian. Kiedyś słuchałam romantyków rosyjskich, potem Mozarta, jeszcze później Rachmaninowa, po nim Chopina. Muzykę współczesną zawsze uważałam za skrajne szaleństwo żywcem wyjęte z głowy obłąkanego melomana, narastający niepokój  nie do wytrzymania. Przy "Metamorfozach" przełamałam się jak Lewandowski w meczu z San Marino. Zaczynam iść szerokim pasmem obejmującym powoluteńku muzykę dwudziestego wieku. A najważniejsze pozostaje wykonanie.

Kristjanowi opadała ciągle grzywka (zaleta transmisji tv, w sali koncertowej widać tylko plecy dyrygenta), poprawiał ją sobie co chwilę, a ja cała w strachu, że ktoś z orkiestry niewłaściwie zrozumie gest i zafałszuje.





3 komentarze: