Rok 1985, dwóch młodych brytyjskich alpinistów wyrusza w peruwiańskie Andy z zamiarem dokonania pierwszego przejścia zachodnią ścianą Siula Grande. Joe Simpson i Simon Yates spotykają po drodze Richarda Hawkinga, sympatycznego obieżyświata, i zapraszają go na wyprawę. Jego brak umiejętności wyklucza wspinaczkę, ale we trzech raźniej, no i ktoś popilnuje "bazy" w czasie ataku na szczyt.
Wstępne plany dojścia na górę w dwa dni i zejścia w tym samym tempie biorą w łeb. Szczyt Siula Grande, 6356 m n.p.m. pierwszy raz zdobyty w 1936 roku, ale łatwiejszą drogą, udaje się poskromić dopiero czwartego dnia wspinaczki, po trzech biwakach w śnieżnych jamach, jedynie w śpiworach. Co prawda jest czerwiec, ale pod stopami lodospad, w nocy srogi mróz, a popołudniami śnieżne zadymki. Jedzenie, picie i paliwo kończą się zbyt szybko. Znowu trzeba spędzić noc w śniegu, niemal tuż pod szczytem. Młode zahartowane organizmy dopada w końcu wycieńczenie, odwodnienie, końcówki palców odmrażają się. Zniechęcenie odbiera radość ze spełnionego marzenia. Teren nieludzki, niemal pionowe ściany, rynny, wodny lód, miałki śnieg, coraz to opadające z grani śnieżne piguły, ani w dół się nie da opuścić, ani w bok nie ma za bardzo jak się przemieścić. Trzeba nieźle kombinować, czasu coraz mniej, wieczorami mroźny wiatr i śnieg, nerwy puszczają. Trzeba iść granią, ba, ale tam śnieżne nawisy, te trzeba obchodzić pod spodem lub ryzykować, że każdy kolejny krok może być ostatni. Niby Joe i Simon asekurują się wzajemnie, ale kiedy jeden spadnie, najprawdopodobniej pociągnie tego drugiego. Idą na krawędzi w każdym możliwym znaczeniu tego słowa.
Przy kolejnym schodzeniu Joe obsuwa się i spada łamiąc nogę w kolanie. Obaj wiedzą, że na tej wysokości to wyrok. Niemal bez słów zabierają się do opuszczania, Simon zapiera się na niestabilnym gruncie i wypuszcza Joe w dół na powiązanych linach. Ten zsuwa się na zdrowej nodze, na rakach i na czekanie. Niemal u samego podnóża ściany, kiedy nieśmiało zaczynają wierzyć, że im się udało, Joe osuwa się pod nawis odpadając od ściany, całym ciężarem zawisa na linie, całkowicie bezradny. Simon nie może go tak długo utrzymać, albo spadną obaj, albo... Odcina linę.
Jest noc, Joe cały i zdrowy ląduje na mikropółce w szczelinie, przypina się do ściany ostatnią śrubą i czeka na świt. Simon, przekonany, że jego partner nie przeżył upadku nocuje na ścianie, rano schodzi nad szczelinę, zagląda, nawołuje i odchodzi na zawsze.
Joe postanawia przeżyć,
wydostaje się jakimś cudem ze szczeliny i przez trzy dni w największym męczarniach, bez wody, z pogruchotanym kolanem przemieszcza w stronę bazy licząc, że koledzy jeszcze nie zwinęli namiotów. Mija kolejne lodowe szczeliny, potem już tylko głazy, kamienie, żwir.
Wszystko dobrze się kończy, Joe przechodzi sześć operacji kolana i jedynie z artretyzmem nadal się wspina. Oczyścić psychikę jest o wiele trudniej. Simpson pisze książkę, powstaje także filmowy fabularyzowany dokument, obrazy nadziei na wyjście z sytuacji bez wyjścia, nie tylko dla wspinaczy.
Historia jest dosyć znana, czy warto więc ją czytać? Warto. Simpson bardzo dokładnie opisuje niemal każdy swój ruch, gest, moment, myśl, zmagania wewnętrzne, jakieś nakazy które słyszał w głowie, a dzięki którym narzucił sobie dyscyplinę i przetrwał.
Dodatkowo spisał studium "człowieka, który odciął linę" i musiał z tym dalej żyć, zadręczając się, czy aby nie mógł postąpić inaczej. Simon, miał zaledwie 22 lata i sytuacja go przerosła.
Do książki dołączone są zdjęcia robione przez chłopaków podczas wyprawy, coś absolutnie pięknego!
Joe Simpson
Dotknięcie pustki
(Touching the Void)
rok wydania: 1988
wydanie polskie: 1992
(Touching the Void)
rok wydania: 1988
wydanie polskie: 1992
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz