Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

niedziela, 4 maja 2014

"Gdziekolwiek"


Gdziekolwiek jesteś,
Wyjdź za bramę!
Idź na pola,
Słysz wołanie!
To ja wołam.

Gdziekolwiek jestem,

To mnie nie ma.
Jest maligna,
Bo cię nie ma.
Jest pustynia.

Gdziekolwiek jesteś,

Też cię nie ma.
Jest maligna,
Bo mnie nie ma.
Jest pustynia.

Gdziekolwiek jestem,

Tam ty jesteś.
Tak jesteśmy
Jak milczenie
Po tej pieśni.

Jak dwa jabłka

Na czereśni.

Edward Stachura
"Wiersze, poematy, piosenki, przekłady"
 Czytelnik 1987
str. 220

2 komentarze:

  1. Każdy gdzieś ma tę swoją drugą połówkę jabłka, pomarańczy czy innego symetrycznego owocu...przynajmniej tak kiedyś myślałem. Najpierw dwoje ludzi żyje obok siebie, potem ich drogi się przecinają...i już nie ma jednego bez drugiego...kradną nazwajem cząstki swoich dusz i unoszą je ze sobą, do swoich światów.

    We wczorajszym odcinku Sherlocka, każdy coś dostał... Chemik dostał od Johna fachowo naderwaną rękę (swoją drogą, pierwszy raz słyszałem, że coś takiego można robić "fachowo" :D), Sherlock dostał dziewczynę, potem dostał kulkę. Jenny dostała pierścionek zaręczynowy, a zaraz potem kosza...Magnussen też dostał kulkę, ale przedtem dostał laptop Mycrofta... Lady Smallwood dostała szantaż...a Watson dostał metaforyczną pięścią w brzuch na wieść, że Mary to wcale nie Mary... Na koniec wszyscy dostali Jima Moriarty'ego (SKĄD ON SIĘ TAM WZIĄŁ?? Co za cliffhanger...).

    Będzie mi tego serialu bardzo brakować. I znowu byli rodzice Sherlocka... Wiedziałaś o tym, że to prawdziwi rodzice Benedicta? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten wiersz Stachury przypomniał mi się, kiedy oglądałam "Jane Eyre". Dwójka głównych bohaterów, mimo, że rozłączona, "słyszała" na odległość swoje wołanie, czuła wieź niczym rozdzieleni bliźniacy. Takie odnalezienie połówek zdarza się niezmiernie rzadko.

      Ostatni "Sherlock" to w skrajnych momentach trochę jak przeciągnięcie za włosy po kocich łbach. Zaskoczenie po zaskoczeniu i gigantyczna huśtawka nastrojów, kondensacja emocji. Sherlock zostawiony sam sobie na cały miesiąc, bez Watsona który spędza z Mary honeymoon, bez "nadzoru", niepilnowany. Napięcie rośnie od pierwszych minut :) Wytelepał mnie ten serial, zwłaszcza 3 seria i zwłaszcza ostatni jej odcinek. Pokłon dla twórców, wykonawców, całość bliska ideału.

      Jeśli oglądałeś w TVP, to przeczytaj:
      http://seryjni.blog.polityka.pl/2014/04/28/ile-sherlocka-w-sherlocku-co-z-hitem-bbc-zrobila-tvp-2/
      Nie zdawałam sobie sprawy, że emisja została aż tak okaleczona.

      A co do rodziców, to wiedziałam. Zaraz po obejrzeniu odcinka z nimi zaczęłam analizować, co właśnie widziałam i scena po scenie przerabiałam sobie w myślach z odtworzenia w mojej głowie i kiedy doszłam do tematu rodzice, zwłaszcza po oczach matki, doszłam do wniosku, że muszę sprawdzić, czy aby to nie jego naturalni rodziciele. Sprawdziłam i miałam swoją małą satysfakcję, że trafiłam w punkt.

      Dzięki, Celcie Pertusie, za "wspólne oglądanie" :) Teraz dwa lata oczekiwania, a może i trzy. Teraz dopiero napięcie (i ciśnienie) rośnie.

      Usuń