Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Homo sum: humani nil a me alienum puto. Manifesta non eget probatione. Non scholae, sed vitae discimus. Non omnia possumus omnes. Nulla dies sine linea. Nil desperandum. Sapere aude. Nolite timere. Miser, qui numquam miser. Omne ignotum pro magnifico. Cura te ipsum. Si vis pacem para bellum. Concordia res parvae crescunt, discordia vel maximae dilabuntur. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Per scientiam ad salutem aegroti.

niedziela, 12 października 2014

kamień milowy: Polska - Niemcy 2:0


NajMILsi moi MILusińscy. No i jak tu nie kochać i nie wielbić tych naszych biało czerwonych. Wojtuś Szczęsny powinien dostać order, medal za zasługi dla kraju. Lewandowski i Piszczek, wielkie brawa za asysty, Milik i Mila cześć i chwała za skuteczne kopniaki. Wszyscy zagrali, piłkarze, trenerzy, publiczność. Święto narodowe przenieść na październik, też 11. Warszawa, Stadion Narodowy, Dach Otwarty. W 51 minucie wywiało strach z serc Polaków.

Przed meczem zastanawiałam się po cichutku czy Niemcy nie potraktują nas jak my Gibraltar. Już same nazwiska przyprawiały o drżenie nóg. Mario Götze, biegające 37 milionów euro, Thomas Müller, boiskowy zakapior o wyglądzie prymusa klasowego, "Hightower" Boateng, Manuel Neuer, Mats Hummels, no i co, że po kontuzji, Toni Kroos, Schürrle, no i "nasz" Lukas Podolski. Najgroźniejszy okazał się Podolski, przy jego poprzeczce Szczęsny nie zdążył mrugnąć, ale Opatrzność czuwała :)

Nasi popełniali błędy, komentatorzy je wytykali, a ja wytykałam komentatorom, żeby przestali narzekać, bo dobrze jest, przecież wynik jak złoto, NADAL REMIS. Pierwsza połowa nie zapowiadała niczego dobrego, może nikłą szansę na utrzymanie remisu. Zaświtała mi, mocno i wyraźnie, myśl: kto strzeli pierwszą bramkę, ten wygra. Emocje nie dla mnie, nie na moje nerwy. Włączam Sherlocka Holmesa. Ale zerkam. 1:0 dla nas, nawet nie wiem, kto ani jak. Twardo usiłuję oglądać film. Jak mysz pod miotłą. Odważam się sprawdzić. Koniec, dwa dla nas, Milik, Mila, oglądam bramki, potem powtórkę prawie całego meczu. Nawet przy powtórce serducho mocno pompuje, co za końcówka. Spełnione marzenia, na boisku "mój" Sobota, "mój" Mila, ten drugi zrekonstruowany, Mila reaktywacja. Złote lata Śląska Wrocław. A Milik zapowiadał się od dawna. W Ajaxie w jednym meczu pucharowym tak się zapędził, że rachubę stracił, ile strzelił. A trafił razy sześć plus dwie asysty. A teraz asysta idealna Piszczka, rozumna, z premedytacją, przemyślana, prosto na główkę Milika. I naród odetchnął i nabrał nadziei. I pięknie Lewandowski do Mili i jest takie małe niepozorne, skromne ale radosne 2:0.

Wcześniej pojawiła się myśl, coś na kształt "a może jednak", kiedy Kazachstan strzelił Holandii i długo trzymał wygraną, aż do 63 minuty, a w 64 już stracił gracza i dopiero wtedy wielka Holandia, w bólach, pod koniec czasu gry, dorzuciła dwa gole przewagi i ostatecznego zwycięstwa.

Posiadanie piłki: my 38%, oni 62%. Joachim Löw jak Mona Lisa. Wypadek przy pracy. Rewanż za rok.


51' Milik, główka, asysta Piszczka
88' Mila, asysta Lewandowskiego

2 komentarze:

  1. nie oglądałam, bo zajęta byłam, poza tym nie wytrzymuję emocjonalnie i z reguły wychodzę ;)
    ale ucieszyłam się bardzo wynikiem - oby na laurach nie usiedli!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dosiu, nie usiądą, smak zwycięstwa za słodki i uzależnia :)

      Usuń