"Bezsenność. Żal i zwątpienie tańczą mi w czaszce taniec czarownic. O w pół do piątej, kiedy wraca słońce, światło płoszy nietoperze i nareszcie zasypiam.
Czy to zmęczenie? Kiedy wstaję w południe, trwam w miękkim otępieniu. Błoga perspektywa: dzień nie przyniesie mi niczego nowego. Nikt nie przyjedzie, nie mam nic do roboty, niczego nie potrzebuję, nie muszę z nikim rozmawiać. Ewentualnie kilka wieczornych ukłonów w stronę fok i eskadry kaczek edredonowych.
Chata jest życiowym interludium. Oazą pustki, gdzie nie ma obowiązku reagowania na wszystko. Czym wymierzyć komfort dni wyzwolonych z przymusu odpowiedzi na pytania? Teraz wiem, że rozmowa jest z natury agresywna. Rozmówca pod pretekstem, że się wami interesuje, niszczy aureolę ciszy, wciska się w bieg czasu i żąda odpowiedzi na pytania. Wszelki dialog jest walką.
Nietzsche w Ecce Homo: „Przypadkowi, podniecie z zewnątrz, należy możliwie najskuteczniej schodzić z drogi; swego rodzaju obmurowywanie się należy do podstawowych mądrości instynktu przy brzemienności duchowej. Czy mam pozwolić, by jakaś obca myśl skrycie przeszła przez mur?”. Dalej pochwała zgnuśnienia: „Jeszcze w tej chwili spoglądam na swą przyszłość - daleką przyszłość! - jak na gładką taflę morza; żadne pragnienie jej nie marszczy. W najmniejszym stopniu nie chciałbym, by coś było inne, niż jest; ja sam nie chcę się zmieniać”.
Dziwnym trafem pozbyłem się wszelkich pragnień dokładnie w momencie, gdy zdobyłem maksimum wolności. Czuję, jak w moim sercu rozwijają się jeziorne pejzaże. Obudziłem w sobie starego Chińczyka."
Sylvain Tesson - W syberyjskich lasach (Dans les forêts de Sibérie)
Noir sur Blanc 2013, przełożyła Anna Michalska, str. 192
fragmenty Nietzschego przełożył Bogdan Baran
Kolejna bardzo interesująca, pełna zadumy notka... Przypomina mi coś, co napisałem kiedyś w podobnym stylu: http://zyciecelta.wordpress.com/2010/11/18/male-katharsis/
OdpowiedzUsuńCo do Sherlocka...to był najgenialniejszy, a zarazem i najpaskudniejszy plan, jaki można było wymyślić... Wcale się nie dziwię reakcji Watsona w pierwszej chwili... :D
Ale Holmes ma rację - wąsy zdecydowanie Johnowi nie pasują....
Trochę mnie zaskoczył fakt, że Sherlock i Molly mieli się ku sobie...zawsze wydawał mi się taki niedostępny, zaabsorbowany własnym niezaprzeczalnym geniuszem...w książkach przecież była jedynie Irene.
Z książkowego pułkownika Sebstiana Morana, polującego na tygrysy w indyjskiej dżungli, zrobili dyplomatę w Izbie Lordów, nieźle! :)
I ta drobna gierka między Sherlockiem i Mycroftem z tą czapeczką ;)))
Notka - cytat z Tessona, bardzo ciekawy, jak reszta książki, którą gorąco polecam.
UsuńBardzo dziękuję za konsekwencję w Twoich relacjach po seansach z Sherlockiem :)
Molly, wygląda na to, nieustająco kocha się w Sherlocku, nawet jej facet przypomina Holmesa, choć niestety jedynie z wyglądu. A w relacji zwrotnej jest tylko, niestety dla Molly, docenienie jej fachowości i profesjonalizmu w połączeniu z zauważeniem w ogóle jej istnienia. Jest dla niego użyteczna, pomocna. Ale oni się w ogóle wzajemnie "nie łapią", nie ma między nimi harmonii i zrozumienia poza dzielącymi ich różnicami. Są totalnie inni. I chyba tak zostanie, o ile scenarzyści nie wpadną na jakiś mega szalony pomysł.
Świetna gra Sherlocka z bratem w tą grę dla małych dzieci :)