"Człowiek, który nic nie znaczy, wymaga od innych,
ten, który coś znaczy, wymaga od siebie".
ten, który coś znaczy, wymaga od siebie".
Poszłam na łatwiznę. Chcąc obejrzeć coś dobrego podążyłam za moim aktualnym białym królikiem, Benkiem C. Nie myliłam się, jego wybory ról są staranne, do tego bardzo "moje". Nos, babo, nos!
W "The Last Enemy" Benedict Cumberbatch jako naukowiec Stephen Ezard przyjeżdża do Londynu na pogrzeb brata. Londyn jest dziwny, wszędzie kontrole, barierki, skanowania, ochrona, bez ważnej karty ID nie da się funkcjonować. Przywitanie na lotnisku dziwne, pogrzeb dziwny, mieszkanie, kiedyś wspólne z bratem, też dziwne, w sypialni leży nieznana chora dziewczyna. Na dodatek wchodzi, jak do siebie, jakaś kobieta twierdząca, że była żoną zmarłego. Stephen cierpi. Nie z powodu śmierci brata ale z powodu nerwicy natręctw (obsessive - compulsive disorder, OCD). Nowe zaskakujące sytuacje nie pasują do jego sterylnego świata. Materializuje się jednak, niespodziewanie i gwałtownie, potężna moc uczucia, która napędza Stephena niczym paliwo rakietowe. Wdowa po bracie, Yasim Anwar (w jej roli Anamaria Marinca), zdecydowanie potrzebuje natychmiastowego wsparcia. Akcja rusza galopem. Rząd chce przeforsować projekt centralnej bazy wszystkich danych wszystkich obywateli, T.I.A. (Total Information Awareness). Chodzi o absolutną i totalną wiedzę o najdrobniejszych szczegółach życia każdego obywatela. Stephen dostaje propozycję kilkuletniego finansowania swoich badań naukowych w zamian za poparcie projektu. Yasim znika. Stephen porusza niebo i ziemię by ją odnaleźć i ponownie wziąć w ramiona. Ich relacja jest miękka, piękna, tworzą razem całość, jedność - niesamowite role obojga. Wspomnienia o mężu bolą Yasim, kochali się mocno i zbyt krótko. Wspomnienia o bracie bolą Stephena, obaj nie znosili się serdecznie. Nie pora jednak na cierpienie jednostki, wzywają ważne kwestie społeczne, nadchodzi czas działania dla dobra ludzkości. W obliczu wyższych wartości drobne ludzkie bóle, pretensje i zapiekłe żale schodzą na plan dalszy, w końcu znikają. Bohaterowie odkrywają masowe zatajenia, szczepienia i wszczepienia, wyciszenia, tajemnicze zniknięcia i masowe zgony pakistańskich uchodźców. Kto wygra w tej nierównej szarpaninie jednostki z systemem?
Benedict znowu gra geniusza i, jak zwykle, dobrze mu to wychodzi. W scenach, w których mózg granego przez niego bohatera pracuje na najwyższych obrotach, jest zdecydowanie wiarygodny.
The Last Enemy
miniserial TV BBC
5 odcinków
Wielka Brytania 2008
Czytając Twoją recenzję, przyszła mi na myśl "Pamięć absolutna", "Johnny Mnemonic", czy Orwellowski "1984"... Chyba podobne klimaty :)
OdpowiedzUsuńA co do odcinka 4 Sherlocka... Iskrzyło, oj iskrzyło! Serialowa Irene Adler zdecydowanie jest kobietą, dla której można stracić głowę! Jedyny człowiek, którego Holmes nigdy do końca nie rozgryzł...
Najpierw ona zagięła jego, potem on ją...a w końcu oboje wyprowadzili w pole całą resztę, włącznie z Mycroftem i Watsonem... Mistrzostwo! :D
A mnie przyszedł na myśl "Mózg Kennedy'ego" Mankella. Temat bardzo filmowy i coraz mniej "fiction".
UsuńSherlock. Mistrzostwo :) Odcinek 4 na najwyższą ocenę, od sprawy z zagadkowym zgonem na trawce i sposobu realizacji scen z nim związanych, przez wizytę w "pałacu", przez relację Sherlock - Irene, aż po zaskakujące finały, których w tym odcinku jest kilka. Jedyna kobieta, przez którą Sherlock stracił język i zdolność poprawnej wymowy :) Kiedy sobie przypominam sceny, to automatycznie chichoczę, niezależnie od okoliczności, w jakich te przypomnienia następują.
Dziękuję, że zechciałeś podzielić się ze mną wrażeniami!
Serial od niedzieli 4 maja pokazuje kanał FilmBox, godz. 19.00, powtórki we wtorek o 18.30.
OdpowiedzUsuń